Zabierając się do napisania tej recenzji cały czas zastanawiam się co jest smutniejsze: niespodziewana śmierć Johna DuCanna sprzed kilku dni czy fakt, że ta informacja przeszła przez rockowy świat niemal niezauważona. Być może nie był on gitarowym wirtuozem pokroju Ritchie’go Blackmore’a czy Michaela Schenkera, ani innowacyjnym kompozytorem jak Robert Fripp, ale nie był też kimś na tyle miernym aby tę stratę jakiej doznała cała (szeroko rozumiana) muzyka rockowa pominąć milczeniem. Stąd geneza ponownego sięgnięcia po dokonania Andromedy i kilku płyt Kogucika z moją ulubioną „In Hearing Of” na czele.
Umówmy się: Atomic Rooster nie był nigdy zespołem Johna DuCanna (liderem był nieodżałowany klawiszowiec Vincent Crane), ale to właśnie przyjście byłego gitarzysty Andromedy skierowało karierę Kogucika na właściwe tory. Pojawiły się kolejne przeboje („Tomorrow Night”, „Devil’s Answer”) i bardzo do dziś ceniony album „Death Walks Behind You” w 1970 roku. Jednak nie o same aspekty czysto komercyjne tu chodzi. Du Cann na pewno był bardziej wyrazistym i bardziej ukształtowanym muzykiem niż jego poprzednik Nick Graham. Wniósł elementy własnego stylu (zarówno w warstwie kompozycyjnej jak i instrumentalnej) przez co muzyka Atomic Rooster nabrała ostrości i odpowiedniego kierunku.
„In Hearing Of Atomic Rooster” jest drugim i ostatnim w latach 70-tych albumem Roosterów nagranych z DuCannem. Można powiedzieć, że „nagrana”, gdyż ostateczny wkład Johna został jeszcze przed jego wydaniem brutalnie umniejszony; płyta powstawała w wielkich bólach, w atmosferze ostrego konfliktu między dwoma liderami. Wzajemne niesnaski sięgnęły takiego stadium, że Crane zmuszony był podziękować gitarzyście za współpracę. Okazało się, że genezą takiego stanu były plany Crane zatrudnienia osobnego wokalisty (co wyraźnie nie spodobało się DuCannowi). Wzajemnej współpracy nie ułatwiały też pierwsze oznaki pojawiających się wówczas zaburzeń psychicznych Crane’a. Historia się skończyła się na tym, że DuCann został usunięty z zespołu, a Crane zrealizował swój plan ściągnięcia wokalisty (został nim Peter French), a z praktycznie gotowego już wówczas „In Hearing Of” usunięto partie wokalne DuCanna dogrywając na prędce ścieżki ze śpiewem Frencha (nie wymazano partii gitarowych Johna). Aby jeszcze dopełnić całość obrazu należałoby wspomnieć, że za gitarzystą wstawił się perkusista Paul Hammond i solidarnie opuścił grupę. Tak więc w momencie ukazania się płyty z czteroosobowego składu firmującego wydawnictwo pozostała tylko dwójka Crane-French.
Aż dziw bierzę, że w takich niekorzystnych warunkach powstało taka duża ilość świetnej muzyki. Brakować może tutaj momentami tej drapieżności z poprzedniej płyty, ale mimo wszystko jest to sporo soczystych hard-rockowych utworów takich jak choćby „Head In The Sky” z niesamowitym klawiszowo-gitarowym pędem, spokojniejszy „Break The Ice” z niezwykle agresywnym śpiewem Frencha. Jest świetny instrumentalny „A Spoonful Of Bromide” z fajnymi zakręconymi instrumentalnymi fakturami, dzięki którym można ten utwór postawić obok najbardziej znanego instrumentalnego klasyka zespołu, a mianowicie „Decline And Fall” z pierwszej płyty. Nieco gorzej wypada inny instrumentalna kompozycja z „In Hearing Of” – „The Rock”, ale mimo tego trzeba przyznać, że utwór wolno, nieco marszowo, się rozpoczyna i z czasem zaczyna nabierać wyrazistości poprzez świetne partie gitarowe Du Canna podparte soulującymi trąbkami. Wyróżnia się przebojowy „The Price”, swoim tempem i klimatem przypominający nieco „Tomorrow Night”.
Opisywanej i dumnie brzmiącej „Expanded Deluxe Edition” towarzyszą nagrania dodatkowe, niestety nie najszczęśliwiej zredagowane. O ile jeszcze można zrozumieć wśród nich obecność przygotowanej na amerykański rynek wersji „Devil’s Ansewer” (w której tak jak w przypadku całej płyty oryginalną partię wokalną DuCanna zastąpiono nową z udziałem Frencha), która można traktować jako ciekawostkę o tyle obecność bardzo miernych koncertowych wersji „Breakthrough” i „A Spoonful Of Bromide” nagrane rok później w zupełnie innym składzie (już z Chrisem Farlowe’m) udowadniają, że z rasowej hardrockowo-psychodeliczno-progresywnej formacji Atomic Rooster przekształcił w soulujący twór nie za bardzo wiedzący jaki kierunek obrać. Zresztą to też był jeden z powodów dla których Peter French dość szybko opuścił ówczesne wcielenie Kogucika; nie był zachwycony wyborem następcy Johna DuCanna (mowa tutaj o Stevenie Boltonie), którego uważał za gitarzystę mocno przeciętnego. Wówczas w składzie pojawia się osławiony legendą Colossuem Chris Farlowe. Ale to już zupełnie inna historia...