Muszę przyznać, że ta płytka Vanden Plasa zaskakuje i to dość mocno. Zmienił się przede wszystkim pomysł na tworzenie muzyki. Zespół wypracował swój styl - to już nie jest rozdarcie między starym, dobrym niemieckim heavy metalem a progresywnymi wpływami spod znaku Fates Warning - to jest przede wszystkim zapatrzenie w Dream Theater z albumów Images And Words tudzież Awake, zapatrzenie czasami aż irytujące. Oczywiście odejście od dawnej maniery nie jest diametralne o czym świadczą fragmenty (zwłaszcza początkowe) takich kompozycji jak We're Not God lub Salt In My Wounds. Niemniej fakt pozostaje faktem - Vanden Plas zaczyna kopiować styl i brzmienie Teatru Marzeń - świadczy o tym dobitnie nawiązanie w kilku miejscach do estetyki thrashu (np. Rainmaker czy You Flay) uzupełnionej progresywnymi ambicjami. Muzyka wydaje się grana w sposób o wiele bardziej techniczny - wspomniany już Rainmaker stanowi tego najlepszy przykład. Można, rzecz jasna, wychwycić różnice - VP nie ma tej szybkości co jego idole - wiele tu spokojnych, fortepianowych partii, momentami pojawiają się brzmienia smykowe, poza tym mamy do czynienia z pewnymi odniesieniami do metalowego brytprogu w stylu Threshold.... Płytka zarazem zachwyca i denerwuje. Zachwyca głównie wspaniałymi kawałkami instrumentalnymi - że wspomnę tylko końcówkę Garden Of Stones czy też drugą część kompozycji Crown Of Thorns - można tego słuchać na okrągło. Muzycy, których skład się nie zmienił udowadniają, że są wspanialymi fachmnanmi - szkoda wielka, że nie popisali się dobrą i długą kompozycją bez wokalu - bo otwierająca płytę krótka Fire Blossom to ledwie przedsmak wrażeń jakie nas póĽniej czekają, a które trzeba wyłapywać z poszczególnych śpiewanych utworów. Co zaś denerwuje ? Mnie osobiście indolencja zespołu w zakresie wymyślania linii melodycznych wokalu - nie ma co obwijać w bawełnę - są po prostu kiepskie, może za wyjątkiem Rainmakera czy Garden Of Stones - ale to przecież mało - może by tak panowie z VP udali się na naukę do kolegów z Angry, których zresztą w książeczce pozdrawiają. Brak dobrych i wyrazistych melodii wokalnych sprawia, że poszczególne utwory zlewają się w jedną całość nie tworząc suity, za to wprowadzając uczucie znużenia i nudy - trzeba naprawdę wysłuchać tę płytkę bardzo wiele razy by uchwycić i docenić indywidualność poszczególnych kompozycji - jest to więc propozycja skierowana głównie do zagorzałych fanów technicznego progmetalu spod znaku DT, do których piszący te słowa zresztą się zalicza. Chcąc być jednak w miarę obiektywnym nie mogę przy wystawianiu oceny końcowej pominąć wskazanych zarzutów.