Było to w styczniu 1996 r. Zimowy, zaśnieżony Kraków i moja zwykła droga w celu wertowania nudnych woluminów w Jagiellonce - droga jakoś zawsze "dziwnym trafem" wiodąca przez Szpitalną 7... Tym razem wybór tradycyjnie cieniutkiej, studenckiej kieszeni padł na opatrzony intrygującą okładką debiut grupy Threshold.... Czemu ? Wyobraźcie sobie z jednej strony przeżywane zauroczenie Dream Theater i Magellanem, a z drugiej brytprogiem. Sprzedawca puszcza Wam w sklepie pierwszy kawałek: klimatyczny, narastający, klawiszowy początek, po którym wchodzi ostry, świetny, metalowy riff, jeszcze chwila, a klawisze zaczynają wygrywać orientalizujący motyw, a kiedy pojawia się wokal następuje zupełny odlot - to przecież wspaniały, wysoki, porównywalny z tym od LaBrie głos Damiana Wilsona, który zdążył mnie już zauroczyć na wyśmienitym debiucie formacji Landmarq.
Tak prezentuje się w akcji Threshold, którego muzykę najprościej można określić jako metalową odmianę brytprogu. Z jednej strony mamy tu heavy metalowe gitary, z drugiej charakterystyczne dla noeprogressive brzmienie syntezatorów, częste zmiany nastroju i niezbyt skomplikowane, za to piękne i wysmakowane aranżacje. Oprócz Wilsona zespół z okresu Wounded Land tworzyli: współpracownik Clive'a Nolana - Karl Groom ze swoją krzyczącą gitarą, znany z doskonałegu projektu Casino - Jon Jeary - bas, gitara akustyczna, Tony Grinham - dr, Nick Midson - g i Richard West - k. Trzeba przyznać, że album nie zawiera momentów słabych - można natomist wyróżnić wspomniane orientalizmy w Consume To Live, a także - zwłaszcza te akustyczne - w Siege Of Baghdad, pęd do przodu w Paradox, wybitnie melodyjne i klimatyczne części w długim Surface To Air oraz prześliczne, choć tak króciutkie zakończenie w postaci Keep It With Mine.
Teraz progmetal, poza nielicznymi wyjątkami, niczym szczególnym już nie zaskakuje - prawdę mówiąc mamy go aż w nadmiarze. Jest wiele zespołów technicznie lepszych i bardziej pomysłowych niż ówczesny, a zwłaszcza i obecny Threshold, ale pamiętajmy, że Wounded Land wydany w 1993 r. to już klasyka. Wtedy to było świeże, a dzisiaj wciąż piękne. Tamtej drogi do Jagiellonki nie zapomnę nigdy bo dała mi nową jakość w progresywnej muzyce - dała mi Threshold. Pamiętajcie, że chodzenie do biblioteki czasami się opłaca :-)))