Zdarzają się w świecie muzyki jednostki kompletnie odjechane, wręcz chore mógłby ktoś powiedzieć - niemniej często to choroba dająca otwartym na eksperymenty słuchaczom sporo radości. Do takich ludzi z pewnością zalicza się człowiek odpowiedzialny za Venetian Snares, a także niejaki Yoshiro Hamazaki. Ten ostatni pan lideruje projektowi (trudno to na razie nazwać zespołem) o urzekającej tudzież wielce obiecującej (hi hi) nazwie Noism. Pierwsze oficjalnie dostępne ze strony zespołu demo to Brutality And Complexity z 2000 r. (znakomitą zresztą liczbę utworów Noism można legalnie ściągnąć z sieci). Utworów... hm... trudno nazwać piosenkami chaotyczne fragmenty, gdzie ponad 4 min oznacza suitę :-), pozostańmy więc przy utworach. Noism wyrósł z bardzo bogatej, stricte ekstremalnej japońskiej sceny death metalowej - mówiąc w uproszczeniu. Wspomniane demo zebrało tu i ówdzie nader entuzjastyczne recenzje krzyczące o prostej drodze do stworzenia nowego gatunku, o wymieszaniu wpływów awangardy metalowej, nurtu rock-in-opposition tudzież rzeźni spod znaku niemieckiego Necrophagist. Może na razie nie przesadzajmy tak z tą odkrywczością. Brutality And Complexity adresowane jest do miłośników Necrophagist - to zgoda, niemniej w moim odczuciu niewiele więcej. Programowana perkusja brzmi interesująco, robota gitarzysty też niebanalna, ale wszystko psuje mrucząco-warcząco-żygajacy wokal. Bez sensu taka zagrywka - wciąż pozostajemy w rejonach ciut ambitniejszej, deathowej ubojni bydła, ja tu wielkiej awangardy nie dostrzegam. Na szczęście warsztat Hamazaki błyskawicznie rozwinął się z wielce pozytywnym skutkiem co zaowocowało wydanym rok później Brutal Autonomy. Intensywność grania zbliża się do kolejnego pozytywnego wariata gitarowego Mick'a Barr'a - lidera Orthrelm, który także musiał najpierw doszlifować się w swym poprzednim zespole Crom - Tech. Z czasem obaj ci panowie zrozumieli, że istotą jest czyste granie instrumentalne - bez odwoływania się do wrzasków, skrzeków i mruczando Potwora z Laguny. "Przemowy" monstrów pozostawmy Malignancy tudzież wspomnianemu Necrophagist - są w tym dobrzy dopełniając całości niezła, muzyczną techniką. My tu liczymy na coś więcej i owo więcej otrzymujemy.
Swoistą obsesją Yoshiro jest autonomia, niezależność. Jak powiada: słowo "autonomia" istnieje, ponieważ tak naprawdę autonomii nie ma. Na tej samej zasadzie egzystują słowa "nadzieja" czy "utopia". Gdyby autonomia stała się faktem nie trzeba już by w ogóle używać tego wyrażenia - otaczałaby nas zewsząd. Kluczem do muzycznej autonomii jawi się technika służąca do tworzenia coraz większej brutalności i niezjadliwości w muzyce, technika sama w sobie będąca li tylko środkiem do celu.
Interesujące, choć wielce kontrowersyjne, słowa kieruje on do fanów synonimu techniki
w muzyce - twórczości Dream Theater czy "boskiego" Yngwie - "Now, I know You what you are
thinking, you meant technicity often
seen in Heavy Metal Bands such as Dream Theatre and Yngwie Malmsteen. They are pursuing
technicity, not brutality (excitement). Those people mistake means for ends in my opinion.
Technicity is the means to create brutality (excitement), not the end, the goal" -
"technicity is just the means for pursuing the ultimate end, and that is Brutality".
Hm... spojrzenie na muzykę dobre jak każde inne - nie idę ślepo za filozofią Yoshiro,
pragnę ją tylko uzmysłowić czytelnikowi w celu większego zrozumienia propozycji Noism
- tym bardziej, iż w moim przekonaniu propozycja z Brutal Autonomy jest znakomita!
Tym razem nie żadnych, beznadziejnych wokali, jest czysta erupcja instrumentalnej
gwałtowności - kilkadziesiąt riffów napakowanych w każdym, króciutkim przecież kawałku. Nie
jest to żadna poukładana struktura prog/power ni żaden tradycyjnie pojmowany
progmetal z gatunku tych bardziej "czystych". Dominuje dzikość, nieokiełznaność tudzież
absolutna nieprzewidywalność tworząca jednak kompleksową całość - i to właśnie doceniam
jako ów środek do celu. Tu już spokojnie można mówić nawet o pewnej awangardzie metal/
noise/grind, a takich odważnych (nawet z wokalami) jest wielu, że wymienię przykładowo
As The Sun Sets, Virulence, Parade Of The Lifeless czy wspomniany Orthrelm, a zwłaszcza
mój ukochany Mastodon. Muzyczna awangarda ma taki zróżnicowany obraz - od czystego jazzu po
niezjadliwe pozornie "rzeźnie" z innych gatunków - rock/metal, sam metal, electronika/ambient
i co kto jeszcze wymyśli. Hella, Ruins, Atomsmasher, Uspsilon Acrux, Venetian Snares,
późny Autechre etc. Kolejną ciekawostką może być gitarowy staż wymiatacza Noism - przed
Brutality And Complexity były to ledwie dwa lata! Jak sam się przyznaje jedyną rzeczą
jaką ćwiczy są kolejne, nowe riffy - produkowane niemal taśmowo dla poszczególnych
kompozycji. Niektórzy recenzenci doliczają się blisko stu odmiennych dla każdego kawałka,
wychodzi z tego pozorna, brutalna właśnie i niezjadliwa kakofonia, a jednak mająca
w sobie cos wielce intrygującego i niebanalnego, coś wielce świeżego. Samplowany
podkład nadaje całości leciutkiego posmaczku elektronicznego, niemniej wciąż bliżej
tej muzyce do Orthrelm niż Atomsmasher, arcy-szalona gitara dominuje na całością.
Biorąc pod uwagę gwałtowność Noism taki Ron Jarzombek z dokonaniem Solitary Speaking
Of Theoretcial Confinemet pogrywa sobie ni mniej ni więcej jak posklejaną z wielu
kawałków kołysankę dla grzecznych dzieci. Powstaje zasadnicze pytanie: czy taka
maniera Noism potrafi się jeszcze zmieścić w granicach wydolności słuchacza? Zapewne
nie każdego, zapewne to muzyka dla nader wąskiej grupy odbiorców. Tylko chory potrafi
zrozumieć chorego.
Pewnie wielu uśmieje się z przedstawionej okładki - no cóż wystarczy przesłać te 5 $ na adres: Yoshira Hamazaki 108 - 00014 Tokyo Minato - ku Shiba 5-25-9 Pegasus Mansion, a możecie dostać coś zupełnie podobnego. Dużo to przecież nie kosztuje - a za dwupłytowy album Teatru Marzeń nawet w Media Markt liczą sobie słono - nie dla idiotów niby he he - żartując oczywiście z głupawej reklamy, nie zaś z kupujących jakby kto się chciał od razu na mnie obrazić. Ja też lubię Dream Theater :-)
Zatem Ganczu - teraz Twoja znów kolej na przedstawienie kolejnej, chorej, muzycznej schizofrenii :-) Świat daleko posunął się naprzód - tradycyjny art-rock niechaj pozostanie tradycyjny, pojawiły się wszakże rejony dotknięte mackami Iad Uroboros - jeśli kto czytał Clive'a Barkera ten wie o co biega. Śmiać mi się zawsze chce, kiedy czytam o zespołach z tzw. dogmatycznej awangardy, które niby to pogrzebały progresywność progresywnego rocka. Noism dogmatyczną awangardą nie jest i na szczęście bo Yoshiro znów zacząłby rozpaczać nad brakiem swej świętej autonomii. Tak, przynajmniej mamy wybór - i to jest nasza autonomia.
Chudy, jesteś nie mniejszą kopalnią odkrywkową niż DDarek!