"Kill the Moonlight" przyniosło Spoon niespodziewaną popularność, dlatego następny album - jakikolwiek by nie był - skazany był na ogromny sukces, jednak na "Gimme Fiction" fanom przyszło czekać trzy lata, a w tym czasie na rynku pojawił się pewien niesforny gagatek, który przewrócił w głowach krytyce i zmienił opinię niedowiarków na temat muzyki indie. Mowa oczywiście o "Funeral" Arcade Fire. Kilka miesięcy później Spoon wydał kolejny album. Fanów muzyki niezależnej przybyło, więc "Gimme Fiction" szturmem zdobył listy przebojów. Pomimo faktu, że zarówno w obliczu poprzednika, jak i następcy, prezentował delikatnie zaniżony poziom.
Zmian w stosunku do "Kill the Moonlight" tutaj niewiele, choć na pewno nie brak. Przede wszystkim, zespół zmniejszył ilość studyjnych "upiększaczy". Usłyszymy pianinko w otwierającym "The Beast and Dragon, Adored", w "The Two Sides of Monsieur Valentine" obok niego jeszcze skrzypeczki, klawiszowe tła w "My Mathematical Mind" i "The Infinite Pet" i to chyba wszystko. Reszta utworów opiera się jedynie na "prawdziwym" brzmieniu. Ot, na przykład przebojowe "I Turn My Camera On" (tutaj błyszczy Britt Daniel), brzmiące jak klasyczne indie "Sister Jack" (znowu świetny refren), czy poruszająca ballada "I Summon You" oparta na akustycznej melodii. Ten ostatni, swoją drogą, to najlepszy utwór roku 2005 według Stephena Kinga (ach, ta Wikipedia!).
Problem "Gimme Fiction" polega na tym, że album "rozmywa się" po wspomnianym "I Summon You". Słuchałem płyty wielokrotnie, a wciąż nic nie potrafię powiedzieć o czterech ostatnich kompozycjach. Możliwe, że to wina przedłużania na siłę materiału (album jest dziesięć minut dłuższy od poprzednika), jednak przyjemność ze słuchania w tych ostatnich minutach zdecydowanie gdzieś znika.
Nie sugeruję, że jest to album nieudany. Ma kilka wspaniałych utworów, dla których zdecydowanie warto po niego sięgnąć. Jeżeli jednak jesteś nowy w temacie, lepszym wyborem byłby "Kill the Moonlight", czy też "Ga Ga Ga Ga Ga". Tam Spoon serwuje muzykę rozrywkową z najwyższej półki od początku do końca. Tak więc - szósteczka - "z czystym sercem"