Ilość dostępnej i potencjalnie interesującej muzyki zwiększa się z każdym rokiem. Również 2010 już od samego początku zapowiadał się niezwykle obiecująco, m.in. z nowymi wydawnictwami Massive Attack, Yeasayer czy Joanny Newsom. Dla mnie jednak pierwszą ważną premierą tego roku był kolejny album grupy Spoon. Zespół, dowodzony przez wokalistę Britta Daniela, już swoją poprzednią płytą postawił bardzo wysoko poprzeczkę. Niezwykła przebojowość, ciekawe rozwiązania brzmieniowe i nieskrępowana ekspresywność uplasowały „Ga Ga Ga Ga Ga” w czołówce moich ulubionych albumów 2007 roku.
Na „Transference” grupa kontynuuje rozwój w obranym wcześniej kierunku. Całość nie jest może tak chwytliwa i dopieszczona, jak poprzedni krążek, ale muzykom udało się tak poprzestawiać akcenty, że nie powoduje też uczucia rozczarowania. Szczególnie podoba mi się sposób, w jaki zespół łączy surowość brzmienia gitar z całą batalią studyjnych efektów i sztuczek, które nadają ich muzyce niepowtarzalnego charakteru. Proste piosenki, oparte na kilku akordach i melodiach, poprzez dodanie rozmaitych pogłosów, filtrów i plam dźwięków, tworzą coś w rodzaju garażowej indie-psychodelii, której słucha się znakomicie. Transowa motoryka i hipnotyczny klimat co rusz podważane są przez niespodziewane i zaskakujące aranżacje: czasem muzyka urywa się bez żadnego ostrzeżenia, konstrukcja utworu staje na głowie, znikąd pojawiają się bliżej nieokreślone dźwięki. Z początku tego typu zabiegi mogą nieco irytować, ale im dłużej obcuję z tą płytą, tym silniejszego nabieram przekonania, że inaczej po prostu być nie mogło. Dzięki temu „Transference” intryguje i wciąga; wraz z kolejnymi odsłuchami zza luźno porozrzucanych nut wyłania się porządek, wady okazują się zaletami a fascynacja całością rośnie. To bardzo dojrzały i przemyślany album, jeden z tych, które igrając z naszymi przyzwyczajeniami, uświadamiają nam, jak nieprzewidywalna i ciekawa potrafi być muzyka. A przy tym jest po prostu zbiorem dobrych piosenek, przystępnych w formie i adresowanych do szerokiego grona odbiorców.
Nie jest to najlepszy album grupy, z łatwością mógłbym też wymienić kilka innych tegorocznych płyt, które bardziej mi się podobają, jednakże muzykę na „Transference” cechuje wyrazistość i bezpośredniość przekazu, która sprawia, że po prostu chce się do niej wracać. Nie wiem do końca na czym to polega, ani jak oni to robią, ale płyty Spoon słucham regularnie od początku roku i nic nie wskazuje na to, żebym wkrótce miał przestać. A to chyba najlepszy wyznacznik klasy tego zespołu.