Muszę dodać swoje 3 grosze do tej małej premiery. Jednak można powiedzieć o nich zarówno słowami Mariusza, jak o nowoczesnym neo-progu, a także bardziej zmysłowej wersji muzyki, której początek dało Hawkwind, Pink Floyd i Porcupine Tree. Co można jeszcze powiedzieć o Harvest? Posłuchać jej. To fuzja stylów H-Marillion i Porcupine Tree, ale w bardzo surowej i przemyślanej wersji. Nie ma tu, oszałamiających efektami, klawiszowych ekscesów. Ale jest to coś, co mnie urzekło w akustycznych występach Marillion oraz jednym, małym i niesamowitym utworze Porcupine Tree – "Nine Cats".
Otwierające Jesienne liście gdzieś słyszałem, nie powiem gdzie ale był to dla mnie znany kawałek. Czy ktoś mi to z Youtuba polecał, czy dostałem skądś, czy empetrójka od przyjaciela, zespół wydał mi się znajomy. No ale dalej jest po prostu już pięknie. Takiej płyty szukałem! Nieskomplikowanej, precyzyjnej, lekko hipnotyzującej ale mocno i dobrze zagranej. Każdy z moich przedmówców ma rację, ale tu można usłyszeć tak elementy porcupinowskie jak i H-marillionowe. Muzycy raczej postawili na gitary, klawisze, jeżeli są, to raczej idą w plamy, na pierwszy ogień wokal z gitarą, co powoduje, że klimat utworów jest surowy. Wspomniane przez Wojtka porcupinowe wcielenie dopiero pojawia się w "Underground Community", a i to na krótko. Ale są też kompozycje, które mógłby wykonywać Steve Hogarth, o ile potrafiłby zaśpiewać to tak zmysłowo, jak Monique. To co ta dziewczyna wyczynia w "She Tries", pośród gitar mocno przypominających brzmienia Oldfielda, czy w perełce „Night Comes Down”, potrafi zauroczyć. Raczej riffów nie ma za wiele, poza mocno przesyconym fish - marillion „Interrupt broadcast” są sporadycznie i poprzykrywane innymi brzmieniami. Ale ten kawałek koniecznie musicie posłuchać!
Nie mam tutaj faworyta, wszystkie utwory brzmią świetnie - ale trzeba wspomnieć o jednym: absolutnie świetnej, bijącej oryginał na głowę wersji „Waiting to happen”. I DLATEGO, DROGIE POLSKIE ZESPOŁY, NALEŻY GRAĆ COVERY !!!!!
Tak, to ambitny pop. Taki, którego naprawdę miło się słucha. I nie zdziwię się, jak pewnego dnia w codziennej dyżurnej stacji rockowej usłyszę „Beyond the Desert” w primetime. Dobrze zrobione są tu basy, ładnie zmiksowano perkusję i gitary, świetnie wypada wokalistka, choć taka barwa głosu odrzuca mnie od podobnych produkcji, tutaj nie przeszkadza, maniera wokalna jest na dobrym poziomie, przemyślana i pozbawiona niepotrzebnych upiększaczy linia melodyjna. Bardzo milusia płyta. Przede wszystkim, dużo fajnych, miłych dla ucha melodii i świetna wokalistka. Ale nie chcę ich oceniać „gwiazdkami”. Debiut bardzo udany, choć temat wtórny i wydawałoby się wyeksploatowany do bólu...
na tych żniwach okazał się być równie, jak nie bardziej, świeży niż pierwowzory….