Jak dotąt wiele słyszeliśmy zespołów, ale podobne meksykańsko-amerykańskie rodem produkcje nieczęsto witają w nasze strony. I zresztą jest to kolejny zespół czerpiący nazwę z jakże pięknej łaciny - Sonus Umbra to po łacinie "dźwięk cienia" ... Niestety nie uczyłem się łaciny fakultatywnie czego naprawdę bardzo żałuję. Ale na szczęście oprócz jednego utworu reszta płytki brzmi w swojsko brzmiącym angielskim co wyraźnie pomaga w zrozumieniu albumu.
Zespół w Polsce jest całkowicie nieznany, więc może warto coś o nim samym napisać. Pierwotnie formację założnoną w 1992 roku w Mexico City nazwano Radio Silence niestety pomimo pewnego sukcesu pośród fanów nie znaleźli firmy która chciała by ich wydać. Zespół zaprzestał działalności, a panowie Andres Aullet, Ricardo Gomez oraz Luis Nasser - założyciele, przenieśli się do stanów zjednoczonych. Gdy odkryli, że rock progresywny sobie całkiem dobrze żyje z błogosławieństwem internetu, odświeżyli pomysły ze starych kaset i wydali w 1998 roku demo Laughter In The Dark, bardzo dobrze przyjęte przez krytykę oraz nowego wydawcę - Moonchild. Zespół przyjął nazwę Sonus Umbra, i razem z Jeffem Laramee z Kurgan's Bane jeszcze raz przerobili materiał demo na pełnowartościowy album Snapshots From Limbo.
I cóż my tu mamy. Dziesięć ciekawie przygotowanych kompozycji, bardzo dużo akustycznej gitary i głos strasznie podobny do Fisha. Ta hispanizacja dźwiękiem gitar akustycznych dodaje uroku ponieważ ktoś w końcu zagrał muzykę która ma latynoskie brzmienie. Osobiście bardzo mi się podobają latynowskie produkcje progresywne - jak wam wiadomo przez pewien czas fascynowały mnie brzmienia brazylijskie, dlatego podchodzę do tego albumu z dużym kredytem. Polskiemu czytelnikowi pewniej więcej powiedzą takie schematy jak w konstrukcja rodem z Pink Floyd, łamańce rytmiczne niczmym King Crimson okresu Island/Lizard i melodyka IQ czy Iluvatar. Co więcej. Szanowni państwo - mamy doczynienia z czystym neoprogiem w jego najlepszym brzmieniu.
Muzycy się postarali - w końcu tak długo dopieszczany materiał musi być dobry. I jest.
Momentami aż serce bije szybciej, kiedy na wstępie do Doppelganger rytmicznej perkusji delikatnie brzmi gitarka akustyczna i - no karmazynowym królem pachnie ;) Ale nie jest to kopia tylko kolejna wariancja na temat jak można to jeszcze zagrać. No i oczywiście zaśpiewać:
Listen to the tale
That this fallen king of liars' wryly spoke
(...) You've been made to wear the chains and feers
Of slaves by fear torn
With timid eyes too weak for light
That gaze uppon the starless night ...
- tymi słowami kończy się utwór Seven Masks, który mam wrażenie że ja już gdzieś słyszałem! Przynajmniej początek. To było w 94 w czasach kiedy w undergroundzie komputerowym na pecole i amisie królowały MODy i podobne. Może to zbieg okoliczności - ale dla mnie miły ;) Czy ta liryczna końcówka utworu też Wam czegoś nie przypomina? Bo ja się stęskniłem za czymś takim ...
Również inne elementy takie jak choćby
delikatna solóweczka w akustycznym Soul Dusk nastrajająca człowieka pewnymi takimi prądami pozytywnego myślenia. Również klawiszowo-perkusyjne wirtuozerie klimatycznie zbliżone do produkcji Music inspired by Tarot panów Srzednickiego i Szolca (Annalist) w Erich Zann ! Miło jest czasami posłuchać że ktoś gra w taki sposób.
Zespół przygotował również coś na wzór ballady - Homo Homini Lupus (Człowiek człowiekowi wilkiem) dość poetycko traktując temat o ile właśnie brzmieniem gitarowo-klawiszowym wspaniale budują klimat kompozycji, co zamyka dość głęboka solówka gitarowa. Utwór przechodzi w najdłuższą etiudę na płycie - wyraźnie floydową Insects. 12 minut opowieści o robactwie, która jest raczej milsza pod względem muzycznym niż tematu, ale za to ciekawe wypracowane brzmienie fortepianu i gitary połączone z samplami.
Nie byłbym sobą nie wytykając. Wokal. No ale się już przyzwyczaiłem że raczej w neoprogu ciężko o dobrego wokalistę więc po prostu nie zwracam na to uwagi. Ale po za tym płytka jest całkiem całkiem, bogate aranżacje, miły damski wokal w tle, pozagrobowy wręcz głos wokalisty i bardzo dobrze wszystko zagrane - dlatego rekomenduję ją znużonym wszędobylskim progmetalem i wielbicielom klasycznego neoprogra.