Po trącającym plastikiem zeszłorocznym debiucie The Lights Of A Distant Bay, czołowy już teraz zespół z kręgów neo-melo-progresywnych przygotował dla nas nowy, świeższy materiał. Są zmiany - Łukasz Gałęziowski (co się ukrywa pod nazwiskiem Gall) użyczył swojego kapitalnego głosu do uświetnienia brzmienia tej produkcji, jest saksofon.
Łukasz Gall. - na co dzień w sztandarowym produkcje Lynx Music czyli Millenium, także uczestnik reality show „droga do gwiazd”, w którym swoim wokalem zachwycił publiczność, tutaj nie pozostaje w tyle. Mariaż możliwości muzycznych zespołu, warsztatu, wyobraźni w połączeniu z dobrym wokalem zaskakują niesamowitą świeżością tej produkcji. Nie jest to ani odgrzewany podpleśniały już neopierog, ani zmurszały zasuszony i pokryty liszajami art rock. Kierownik artystyczny grupy - Kamil Konieczniak - postarał się o znaczną zmianę klimatu w stosunku do debiutanckiego albumu. I co z tego wyszło? Godzina bez dwóch minut rewelacyjnego albumu, na który czekali chyba wszyscy wielbiciele zespołów pokroju IQ .....
Parafazując reklamę - „IQ nagrało jedną dobrą płytę. Moonrise zawstydziło IQ, nagrało 2 dobre płyty”. Ale porównanie do IQ z wokalem Łukasza nie jest przypadkowe. Pierwsze skojarzenie jakie przyszło mi na myśl to „o, krakusy dzisiaj będą klonować IQ”. Bzdura kompletna wydawało by się. Ale nutka magii zawartej w nieśmiertelnym Ever skapła także gdzieś tu, na półkę nieopodal Soul's Inner Pendulum, przenosząc także odrobinę klimatu. Ale ujmując to między zachwytem a malkontenctwem:
Pro.... poprawa brzmienia. Już tak nie czuć plastiku jak na debiucie. Kawałki są jeszcze bardziej przemyślane, poszerzone instrumentarium, ten łysy w okularach co świetnie śpiewa, i kilka nutek za które należą im się brawa. Bardzo dobrze podeszli do tematu wyciskacza emocji, bijąc na potęgę IQ i Pendragon. Otwierające Awakened rozpoczyna się miłym brzmieniem gitary (chyba 12 o ile się nie mylę albo ładnie nałożone na siebie tracki) i czyściutkim kosmicznym głosem ŁG. Do tego smyczki stylizowane na mellotron pod koniec utworu tuż przed solo gitarowym i arpeggio na klawiszach, zakończone ostrym riffem i klawiszowym w barwie 'vintage' solo. O to właśnie chodzi.
Moonrise powoli specjalizuje się w wyciskaniu emocji – czy to na Angel's Hidden Plan, Empty Line czy na I Call My Soul, na którym perkusja jedzie na milusim reverbie a'la Eric Serra w Le Grande Blue. W kosmicznym Night Sky krakusy świetnie odtwarzają klimat muzyczny, który mnie – wiecznego marzyciela – pchnął w słuchanie prog-rocka – szerokie pejzaże klawiszowo-gitarowe podkreślone brzmieniem oboju. Ot coś jak Dzidek Marcinkiewicz wstrzelił w Special Experiment, czy Andreas Vollenveider na swoich magicznych albumach. Moja ocena będzie jak najbardziej subiektywna - tej muzyce nie można się oprzeć. Elektroniczne pianino wtóruje gitarze, podsycane kosmicznie brzmiącymi plamami, zakończona soczystym saksofonem w stylu Mela Collinsa. ścieżka dźwiękowa do oglądania deszczu meteorytów czy innych ciekawych zjawisk na niebie jak znalazł.
Album zamyka „po niemiecku” długa 13minutowa kompozycja The Great Miracle, dyskografia IQ w pigułce. Z pomysłów zawartych w tym utworze dałoby się zrobić z 10 pełnych albumów, co dobrze świadczy o autorach. No i to, co się dzieje w okolicach 8-10 minuty - tymi dźwiękami zespół przekona do siebie najbardziej zagorzałych przeciwników. Gitara lekko „camelowska” z Harbour of Tears z podkładem klawiszowym + Yesowski i IQowski klimacik, zakończony ostrym wyciskaczem emocji przy którym nie sposób jest nie zamknąć oczu i na chwilę się zapomnieć. I jak tu nie mówić o kapitalnym albumie?
anty.... tak na logikę. Znów pojechali po bandzie, wszystko na jedno kopyto – ok, jest melodyjne ale według utartego schematu: docisnąć przód, wgnieść środek i patrzeć jak się rozpręża końcówka na solówkach. Ostatni kawałek długi, zanim człowiek się połapie o co chodzi, myśli że album już 3 raz w kółko leci. Pewnie myślą, że kopiując IQ daleko zajdą - i mają rację! Bo robią to lepiej niż oryginał. Do samochodu nie wsiądę z tym, bo się zabiję na pierwszym zakręcie! W komunikacji miejskiej przegapię przystanek, w pracy wszyscy pozasypiają. Więc pozostaje słuchanie nocą, kiedy i tak zasnę bez pomocy tego albumu. To po co to było nagrywać? No i ta konstrukcja – oby nie zatracili się jak niemieckie zespoły w nagrywaniu podobnych płyt.
Ot właśnie i tu jest zasadniczo odpowiedź. Młody krakowski zespół, z dobrej stajni która specjalizuje się w takiej muzyce, z kapitalnym wokalistą i świetnym choć przewidywalnym materiałem – tak można scharakteryzować najnowszą wersję Moonrise. Album brzmi świetnie, zwłaszcza jak go się posłucha w tradycyjnie pisanych temu gatunkowi porach. I co najważniejsze słychać radość muzyków w czasie kompozycji. Nic o dołowaniu się, podcinaniu sobie żył, raczej szukaniu perspektywy w zakłamanym świecie. Szukaniu - ale od tej dobrej strony.
Cytując The Greatest Miracle:
„There is nothing more that you can see
In his circus where You live (..)
Media wants to steal you hear(..)
Television lies
All the paper lies (..)
It's your life
Live as you wish”
… truizmy. Powiem szczerze - na lirykę zwróciłem uwagę dopiero oglądając Digipack. Muzyka z najnowszego albumu Moonrise po prostu wciąga ….