Dosyć długo, bo aż 5 lat kazali czekać muzycy leszczyńskiego Retrospective na swoją najnowszą produkcję. Świat do tej pory zdążył o nich prawie zapomnieć. Sporadycznie gdzieś koncertowali, do nas tylko docierały słuchy o coraz ciekawszej formie zespołu. O ile sama epka i debiut należały do znośnych produkcji, o tyle koncert we wrocławskim "od zmierzchu do świtu" daleki był do moich ulubionych koncertów. Zapadł w pamięci ale z innego niż radość muzyki powodu, cieszę się, że nie zakończył się czyimś samobójstwem. Kapeli nie przekreśliłem, raczej traktowałem jako "aaa, ... albo coś nagrają, albo sobie dadzą spokój". Do tego albumu. Nie dali. Nagrali. I chwała im za to!
"Lost in Perception" to drugi pełnowymiarowy album, którym zespół postanowił wyjść na scenę i przypomnieć o swoim istnieniu. Jako że w tym kraju nie znaleźli wydawcy, uderzyli mocno - do niemieckiego wydawnictwa Progressive Promotion, tym samym otwierając sobie okno na świat. Po drodze festiwal Sophiscapes, co zachęciło ich do wydania tegoż właśnie krążka. Dalej to mogę pisać tylko pozytywnie. Zespół wstrzelił się w świetny klimat muzyczny, słychać solidny warsztat muzyków. Po koncercie w Zmierzchu coś pisałem o wyciszaniu gitar i klawiszy i puszczaniu co 3 nutki - nie wiem czy czytali to wyklinając mnie pod nosem, ale ta lekcja została odrobiona wręcz rewelacyjnie. Także stylistyka, choć wpisuje się w trend zespołów rockowych generalnie - nie komplikujmy odbioru, to jednak trzymają narzucony sobie styl. Jest melodyjnie, Jest ciekawie, jest naprawdę solidnie skomponowana płyta i dobry wokalista. Co prawda to nie jest jeszcze Ocean, ale atut zespołu w osobie Kuby Roszaka potrafi rozbudzić słuchacza i mocno dopieścić muzykę zespołu swoim niebanalnym głosem. Manipulując nim gdzieś w okolicach Petera Hammilla nadaje muzyce solidnej ekspresji, śpiewa czysto, nie stara się zniekształcać barwy.
Tytuły utworów są mocno adekwatne do muzyki, momentami jednak brakuje mi w niej życia. Tym razem nie można ich wsadzić w jakąś szufladkę czy napisać "grają jak ...". Być może bliżej im teraz do Sylvana, raczej o progmetalu jako kategorii mogą zapomnieć. Nieźle próbują łączyć klasyczną stylistykę z surowością, z której znaliśmy ich do tej pory - co uwidacznia sie na perwszych trzech utworach. "Lunch", od którego album zaczyna się faktycznie rozkręcać, to już niezły kandydat na singiel, może jakieś video do tego powstanie? W podobnym tonie można napisać o "Our Story Is Beginning Now", w którym słuchacza wita stricte hammillowski początek. "Ocean Of A Little Thoughts" to kolejny z moich albumowych faworytów, żywy, energiczny, długością idealnie wpasowany pod radiowe normy. Album zamyka "Swallow The Green Tones " - "po niemiecku" czyli według zasady "najdłuższe na końcu" - w tym wypadku nawet najlepsze.
Oby tak dalej. 4 miesiące zajęło mi dotarcie do tego krążka, ale uważam że było warto. Solidnie wydany, dobrze nagrany nieźle skomponowany - a co najważniejsze, wyrasta nam kolejna bardzo ciekawa formacja, która już może poszczycić się niezłą opinią. Tak trzymać!