Szukacie w muzyce nowatorstwa, niestandardowych rozwiązań, krótkich form zagranych na zaskakujących instrumentach? Tak? No to ta płyta jest absolutnie… nie dla was. Bo to krążek dla starych wyjadaczy, konserwatywnych do bólu miłośników neoprogrocka, zakochanych w „długasach”, melodyjnych solówkach i klawiszowych popisach. Tych, którzy bardziej stawiają na emocje, niż na poszukiwania.
Tyle tytułem wstępu, który praktycznie mógłby służyć za całą recenzję. Czyli co? „Nihil novi”, jak to rzekła szlachta polska na sejmie radomskim w 1505 roku? Prawie, bowiem jest tu jeszcze kilka wątków, o których warto wspomnieć.
Po pierwsze – to debiutanci! Tak, tak! Debiutują jako zespół, choć panowie go tworzący młodością nie grzeszą. Jak się zatem łatwo domyślić, każdy z nich zapisał już niemałą kartę w historii neoprogresywnego, a szczególnie holenderskiego, rocka. Flamborough Head, King Eider, Trion, Nice Beavier i Pink Floyd Project – oto kapele, z których się wywodzą. Znaczy się… supergrupa? Jak najbardziej!
O poziom wykonawczy możemy być zatem spokojni. Płyta jest dopracowana, bogato zaaranżowana, ładnie zagrana i do tego ma fajną, w sam raz dla takiej stylistyki, okładkę. Niestety artystom nie zawsze udaje się utrzymać uwagę odbiorcy. Czasami popadają w dłużyzny - najkrótszy z siedmiu numerów na płycie ma niecałe siedem minut. Z drugiej strony, w praktycznie każdym z utworów napotykamy na jakiś zgrabny moment.
Wszystkie absolutnie epatują gitarowymi popisami Eddie’go Muldera. Jest ich mnóstwo i między innymi dzięki nim propozycja Leap Day silnie zbliża się do oferty Flamborough Head. Czasami może denerwować forsowanie ich i „doklejanie” na siłę do kompozycji, w których zupełnie nie wynikają z wcześniej zagranych dźwięków (patrz skądinąd piękne solo w „Little Green Man” pasujące do utworu, jak przysłowiowy wół do karety).
A co mamy oprócz ładnej, wygładzonej gitary? Ano, jest i cięższy riff („Sandgrains”), i harmonia wokalna („Shop Window Dummies”) i klawiszowe pasaże („Eyes Wide Open”). Ulubiony utwór? Niech będzie uroczy, balladowy „Secret Gardener”. Doprawdy miło się go słucha.
Cóż, fani neoprogresu na start. Ta płyta was nie zaskoczy i nie „zabije” ale z pewnością sprawi sporo przyjemności i „wzmocni”. Bo jest szyta na klasyczną, neoprogresywną miarę.