Po sześciu latach od wydania płyty Up to the Sun powraca ze swoim drugim albumem formacja Traces To Nowhere. Ponieważ nie mieliśmy jeszcze okazji na naszych łamach recenzować wydawnictw formacji (grupa ma jeszcze na swoim koncie EP-kę Back to the Beginning z 2014 roku i singiel Doom z roku ubiegłego) uzupełnijmy tylko, że grupa powstała w Warszawie w 2010 roku a sama nazwa nawiązuje do tytułu pierwszego odcinka serialu Twin Peaks.
Album Lost Tribe ukazał się 22 kwietnia tego roku, dokładnie w Dniu Ziemi, co nie jest przypadkowe, bowiem część liryków dotyka problemów naszej planety a i sam kartonik, w którym pomieszczono dysk, ma ekologiczny charakter.
Ogólnie formacja zachowuje charakter swojego brzmienia i pomysł na siebie zaprezentowany na debiutanckiej płycie. Z tą różnicą, że jednak tym razem jest nieco łagodniej, spokojniej i delikatniej. To oczywiście spore uproszczenie, bo nie brakuje tu ciężkich dźwięków. Generalnie jednak na Lost Tribe Traces To Nowhere oferuje dziewięć dość przestrzennych kompozycji, utrzymanych zwykle w powolnych, majestatycznych tempach. Utwory zazwyczaj rozwijają się niespiesznie i w drugiej części osiągają swoje punkty kulminacyjne, prezentując większą intensywność brzmieniową i emocjonalną. W ich muzyce przeplata się głównie post metal (ciężkie i dość mroczne ściany gitar) z charakterystycznymi brzmieniami post rockowymi. To oczywiście nie jedyne tropy stylistyczne w ich muzyce. Bo tytułowy Lost Tribe czerpie garściami z trip-hopu a okraszony saksofonowymi figurami Voices wprowadza jazzowe klimaty. Z kolei w swoistym wyciszeniu w Blurry Pictures pachnie delikatnie kultową wytwórnią 4AD, a w szczególności Cocteau Twins. Na charakter tej muzyki duży wpływ ma też wokal Karoliny Mazurskiej. Senny, rozmarzony, nadający takiego onirycznego wyrazu poszczególnym piosenkom. Dodajmy od razu, że grupa nie zrezygnowała z wykorzystania wokali w formie krzyku (Blurry Pictures, czy When The Silence Screams), choć jest ich niewiele i są niejako wpisane w ścianę „brudnych” gitar.
I jeszcze jedna kluczowa rzecz. Ten nowy album jest zdecydowanie bardziej melodyjny i przystępniejszy od swojego poprzednika. Nie brakuje tu naprawdę pięknych melodycznych tematów czy refrenów. Dla lubiących mroczne, ciężkie, niespieszne i bardzo klimatyczne granie, rzecz warta zauważenia. Dobra płyta.