Z muzyką Jaded Sun i ze mną jest tak jak z małym Ickiem(*) i obiadem – wołać nie trzeba, lecę sam. Tylko usłyszałem pierwsze takty “Breaking Through” od razu puściłem się w tańcopodobne prysiudy po całym pokoju. Nosz porwało mnie. Podobnie przy następnym. Przy trzecim już nie, bo mi się kondycja skończyła. Tylko miarowo potrząsałem łepetyną i coś tam sobie wyłem razem z wokalistą. Powinienem się wytłumaczyć z zaniedbania i pobić się trochę w piersi (mea culpa, mea culpa) dlaczego jeszcze się tym albumem nie zająłem a przecież “ujeżdżam” go w odtwarzaczu od prawie roku. A rzecz to rewelacyjna. Furda nowy The Answer, chociaż nie słyszałem(**), bo nie może być lepszy, furda nowe Black Crowes i ich Barwy Wojenne – co z tego, że dobre, jeśli i tak gorsze, furda Airbourne, chociaż grają z podobnym animuszem, ale przy Jaded Sun to rock dla przedszkolaków. ”Gypsy Trip” jest normalnie rewelacyjne. I broń Panie Boże powiedzieć, że takie granie już niemodne. Proponuję zapytać Gov’t Mule czy się niemodni czują i czy te tabuny ludzi na ich koncertach świadczą o spadku popularności takiej muzyki.
Jasne, że formuła takiego grania ma już ze czterdzieści lat i wiele nowego się tu powiedzieć nie da. Ale jest to formuła bardzo przyjazna dla muzyków, którzy mają odpowiednie przygotowanie i sporo dobrych pomysłów. Tak jak dwadzieścia lat temu zrobiło Black Crowes , tak teraz robi to Jaded Sun. Z podobną młodzieńczą pasją, zaangażowaniem i błyskotliwością, a przy okazji z dużą dawką szacunku dla tradycji. Głośno, mocno, hałaśliwie, ostro, z nerwem, doprawione dużą ilością bluesa – to zawsze ruszy. Mimo, że płyta jest w sumie oczywista, to jednak potrafi zaskoczyć. To, że wiosłowi szyją zgrabne solówki – wiadomo, tak ma być, to wynika z “założeń programowych” dzieła. Świetny wokalista śpiewający z rasową, rockową chrypką i bluesowym feelingiem – a jaki ma być? Toć to podstawa! Zgrabna solówka na harmonijce ustnej? Nie takie oczywiste, ale też nie powinno być zaskoczeniem, bo takie rzeczy się zdarzają. Ale moog? Mellotron? To już na pewno niespodzianka, do tego tak zgrabnie wpasowane w brzmienie zespołu? Znaczy, że oprócz szacunku dla tradycji nie boją się sięgać do niezbyt oczywistego instrumentarium. Inna ważna sprawa – sporo zespołów grających podobna muzykę brzmi jak trzydzieści – czterdzieści lat temu. Jaded Sun niczego nie kopiuje, nie gra “pod” nikogo z klasyków. Oni tacy są. Nagrali płytę, która i wtedy stałaby się klasykiem, bo udało im się osiągnąć poziom swoich mistrzów z ich najlepszego okresu. To nie jest wcale gorsze od płyt Faces, Lynyrd Skynyrd, Bad Company a może nawet i Free z ich najlepszego okresu(A może bez przesady?)(Może, ale jakby co to i tak niewielkiej).
Polecam, bardzo polecam, bo takie rasowe, rockowe płyty to skarb. Kupować , słuchać i się cieszyć.
(*) – bo z małym Ickiem to było tak – ktoś go zaczepił jak się bawił na podwórku i zapytał , jak się nazywa. Rezolutny Icek chcąc spławić gościa niezbyt obcesowo, odpowiedział: - Tak jak mój dziadek. Na kolejne pytanie, a jak na imię miał dziadek, Icuniu odpowiedział – Jak jego dziadek. Pytający spróbował zażyć dzieciaka z mańki: A jak cię mama woła na obiad? – Nie musi, sam lecę – odpowiedział Icek, kończąc tym samym całą dyskusję.
(**) – Już znam. Gorsza.