1. From The Purple Skies/ 2. The Elephant Stone/ 3. Drifting/ 4. Across The Sunrise/ 5. Forever My Queen/ 6. Rising Above/ 7. Queen of the Violet/ 8. Space Child/ 9. Gypsy/ 10. Return to Uranus
Całkowity czas: 78:34
skład:
Lucio Calegari – electric & acoustic guitar, voices, tamburine, footswitches & tubes/
Paolo „Apollo” Negri – hammond organ, mellotron, moog synthesizers, electric & grand piano/
J.C. – lead vocals & harmony flights/
Andrea Concarotti – hands, feet, snare, bass drum, tom, floor tom, stick & cymbals/
Enrico Garilli – deep bass & bassman
And:
Patrizio Borlenghi – flute on „Space Child”, „Drifting” & „Return to Uranus”
Uriah Heep – „Easy Livin’”... która to jest płyta...? Aha, „Demons And Wizzards”. No to jesteśmy w domu. Włosi z Wicked Minds stawiają na klasykę. Tytułowy utwór z płyty „From The Purple Skies” w rzeczy samej nieco przypomina ten słynny przebój starej, zacnej Jurajki (Naczelny doszukiwał się w tej muzyce podobieństw do SBB – chyba w łokciu!) podobieństwa do Uriah Heep są niewątpliwe – Apollo Negri gra nieco podobnie jak Hensley, J.C śpiewa podobnie (i wygląda też) jak David Byron, ale ciągnie ich do rocka progresywnego i całość ma klimat zbliżony do na przykład, słynnego debiutu Biglietto Per L’Inferno – czyli włoskie Uriah Heep, w wersji heavy-progressive, przepuszczone przez włoską klasykę prog-rocka z początku lat 70-tych. Brzmienie i aranże jak sprzed 35 lat, image też, sprzęt – jak najbardziej. Trąci myszka? Eee, nie wiem, ja takie rzeczy lubię. Tyle, ze dłuższa niż płyty w owych czasach – ma prawie 80 minut, a ówczesne arcydzieła czasem nie miały nawet 40.
To co Włosi z Wicked Minds grają, jest bardzo proste do weryfikacji – tak jak trzydzieści kilka lat temu, tak i teraz podstawą są konkretne melodie. Są – to zażre. Nie ma – to i stado Petruccich nie pomoże, na samych solówkach porządnej płyty zrobić się nie da. Jak są melodie , jakieś sensowne riffy (w przypadku Wicked Minds niekoniecznie, ale jak słychać w „Queen of Violet” przydają się) to solówki jakieś wymyśli się. Szczególnie, jeśli w zespole jest kilku niezłych muzyków z wyobraźnia. I klawiszowiec, i gitarzysta Lucio Calegari na brak okazji zaprezentowania swojego kunsztu narzekać nie mogą. Większość utworów ma około 6-8 minut. Jest więc sporo czasu, żeby się wykazać, ale bez przefajnienia. Natomiast na koniec mamy osiemnastominutową suitę „Return to Uranus” i muzycy maja gdzie sobie pograć jeszcze więcej. Reszta też trzyma wysoki poziom, jeden z najlepszych utworów „Space Child” zaczyna się delikatnie – skrzypce(?) , flet, potem nabiera rockowej mocy, potem znowu nastrojowa solówka gitarowa, znowu z fletem w tle. Wyróżnia się też „Queen of Violet”, najostrzejszy na płycie, w którym fajnie hula sobie Negri na swoich hammondach. Porwali się też na „Gypsy” Uriah Heep. I nie był to dobry pomysł – nie sprostali wyzwaniu.