Dyskutowałem wczoraj z przyjacielem na temat wierności / zaślepienia * (*niepotrzebne skreślić) fanów w odniesieniu do nagrań Jeżozwierzy (a ściślej Stevena Wilsona). Na moje dictum, że niestety Mr. Wilson niekiedy odstawia chałturę dostałem kontrę, że za nagrania w rodzaju Even Less można Panu W. wszystko wybaczyć. Etam, że posłużę się kolokwializmem. Posługując się taką logiką musiałbym zaakceptować onanistycznie każdą płytę marillion, bo kiedyś nagrali coś takiego jak Clutching At Straws. Z racji różnicy pokoleń zostaliśmy przy swoich zdaniach, rozstrzygnięcie dylematu (o ile takowy macie) pozostawiam wam.
Właśnie, Even Less. Tak zaczyna się Stupid Dream. 7 z kolei album Porcupine Tree (wliczając płyty Coma Divine i Starcase Infinities), wydany gdzieś tam w zamierzchłych czasach końca XX wieku. Gdy się pojawił na rynku, przyznaję szczerze nie trafił w moje oczekiwania. By tak rzec – dalej liczyłem na jakieś popłuczyny po The Sky Moves Sideways. Po latach mogę się przyznać, że głupie to było (te moje wzdychanie do TSMS), aż wstyd. W każdym razie przeprosiłem się z muzyką ze Stupid Dream parę lat temu. I nie miałem żadnych wątpliwości, gdy newsletter z Burning Shed przyniósł zapowiedź, że ten album został zgrany na nowo i pojawi się na rynku w formacie DVD-AUDIO.
I tak też się stało. Gdzieś tak około maja 2006 roku przyszła paczka zza morza, wpadłem do domu, zapakowałem do odtwarzacza i … posadziło mnie z wrażenia.
Co tu owijać w bawełnę. Znakomita płyta. Zajmę się tu jedynie płytką nr 2 tego wydawnictwa, bo na potrzeby tej recenzji konieczne jest przyjrzenie się (przysłuchanie) nowemu mixowi znanego (przynajmniej mam taką nadzieję) materiału. I owo przesłuchanie wypada nadzwyczaj korzystnie dla zespołu. Dzięki wielokanałowemu brzmieniu muzyka zawarta na Stupid Dream zyskuje na przestrzeni, oferując słuchaczowi bardzo szeroką paletę dźwięków selektywnie emitowanych przez poszczególne kanały. Niezależnie czy jest to ostrzejszy, wspomniany już wyżej Even Less, czy momentami delikatny, oparty na klawiszowym motywie Piano Lessons – jedno i drugie nagranie brzmi znakomicie. A to dopiero początek. Równie przyjemnie słucha się takich fikuśnych balladek w rodzaju Stranger By The Minute (fantastycznie łagodne dźwięki akustycznej gitary wsparte jak zwykle dobrą, artrockową solówką), co Baby Dream In Cellophane. Płyta jest zróżnicowana – bo obok wymienionych wyżej, łagodnych nagrań znajdziemy na niej także kawałki bardziej ostre w wymowie, choć oczywiście w porównaniu do ostatnich produkcji brzmieć będą one jak kołysanki dla przedszkolaków.
Rzecz jasna są na Stupid Dream utwory, bez których dziś nie wyobrażam sobie brzmienia Porcupine Tree. To bez wątpienia „najlepsze” na albumie kawałki, jak Don’t Hate Me czy Stop Swimming, które zachwycają ponad wszystko. O ile w wersjach stereo brzmiały rewelacyjnie, to po posłuchaniu tych nagrań w wersji 5.1 po prostu usiądziecie z wrażenia. Cóż, same superlatywy, ale w gruncie rzeczy nie ma się co dziwić – to po prostu świetna, bardzo równa płyta, na której nie ma słabego utworu.
Całości dopełnia podana też w dźwięku wielokanałowym długa, ponad 14 minutowa wersja Even Less, dodatkowe nagranie Ambulance Chasing (też 5.1) i video do utworu Piano Lessons.
Jednym słowem – POLECAM. Porywający album.