Kolejny przykład globalizacji. Chilijska z pochodzenia wokalistka o włoskich korzeniach promowana jest przez włoskie wydawnictwo w produkcje z udziałem niemieckich, amerykańskich i włoskich muzyków a nagranej przez amerykańskiego producenta włoskiego pochodzenia. Istna międzynarodowa korporacja. A wszystko po to, aby wypromować jej głos.
Tą wschodzącą gwiazdą rocka jest chilijska wokalista Gisa Vatcky, tymi muzykami to kierownik artystyczny i obsługa perkusji w osobie Johna Macaluso – dość płodnego ostatnio, Mordehai „Mordy” Hauser w obsłudze gitar oraz Jamie Teramo przy elektronice. Na basie, gitarze akustycznej oraz przy orchestracji usiadł sam producent nomen omen Fabrizio Grossi. Gościnnie do udziału w projekcie zaproszono legendarnego wokalistę Helloween Michaela Kiske do „Breath in water” oraz Marka Boalsa, kolegi Macaluso od Y. Malmsteena, który udzielił się w utworach „Superman” oraz „Fair Enought” - obaj w duecie z Gisą. Gisa taką to debiutantką jak piszą to nie jest, brała udział w rockoperze Bandage, występowała z takimi sławami jak Andrea Bocelli, Enrique Iglesias, Placido Domingo, Melissa Etherige, Luis Miguel, Perry Farrell, Meat Loaf - referencje są dość ciekawe. Indigo Dying to przede wszystkim lans Gisy Vatcky w roli liderki, Fronties wykorzystało swoje studio w Los Angeles, które założono specjalnie dla łowienia takich talentów.
Zanim zasiadłem do pisania tego tekstu przekopałem troszkę sieci... wystarczy zagóglać, aby znaleźć troszkę informacji. W opisach płyty na różnych serwisach rzuciło mi się porównanie Gisy
do Amy Lee z Evanescence. Ja tam nie zbyt dużych wpływów Evanescence, raczej brzmi to bardzo podobnie do takiej jednej naszej gwiazdki Pop. Dody. Pierwsze brzmienia oszem, przywołują muzycznie skojarzenia z Evanescence, ale to tylko chwilowe. Dalej już produkcja nie taka pierwszoplanowa bardzo ocierała się o stałą bywalczynię naszych kolorowych i żyjących ze skandali pism. Melodyka, brzmienie – popowo-nu-rockowe, z lekką progmetalową naleciałością. Ale pomimo tego mocno słyszalnego podobieństwa do naszej divy sceny rockowej, nie chcę was zniechęcać. Indigo Dying jednak jest o wiele ciekawszą produkcją od naszej gwiazdki.
No ale. Zacznę od najprzyjemniejszych momentów. Ów owiana legendą ballada „Breath in Water”. Michael Kiske ładnie wszedł w duet z Gisą, nadając nowemu objawieniu rockowej sceny klasyczny posmak. Pychota i palce lizać. I nie zdziwię się jak za 20 lat ci co tworzą składanki w stylu „rock & metal ballads” dołączą ten utwór do zestawu. Pamiętacie takie składanki? Bardzo popularne 18 lat temu :) Dwa następne ciekawe to o wiele mocniejszy „Superman” i już kopiący „Far Enought”, z lekko przesterowaną Gisą, gdzie w obydwóch kawałkch swój wydzier dumnie zaprezentował Mark Boals. Ale - brakuje tego porównania, w sumie Gisa (i całe szczęście) nie śpiewa jak Amy Lee – tamtej nie mogę słuchać, maniera wokalna nie pozwala przetrwać nieraz dwóch czy trzech kawałków pod rząd. W „All Never Wanted” może delikatnie, dopóki nie słyszymy refrenu. Dalej Doda. :) „Taken” to ciekawa propozycja, gdzie pod wokalizą zmieściła się ciekawa solówka. W sumie drugi obok „Breath In Water” najciekawszy utwór. Jednak i tak najciekawsze zostawili na koniec. „Go” - druga spokojnie rozpoczynająca się kompozycja, rozkręcająca się z czasem, taka do podświetlenia widowni tysiącami zapalniczek. Pozostałe utwory to różne, mniej charakterystyczne, ale bardzo fajne kompozycje. Całość brzmi mocno amerykańsko. Ale słucha się ciekawie. Płytę zajechałem podczas odsłuchu, przez ostatnie 2 tys km siedziała w odtwarzaczu w samochodzie, grała non stop, aż dukty zwane przez naszych ministrów drogami zrobiły swoje. Ale gdybym szukał płyty do samochodu – także sięgnąłbym po Indigo Dying. Fajna płyta. Ale przede wszystkim nie nudzi, miło się słucha, bardzo dobrze zrealizowana. No i cel został osiągnięty. Choć materiał nie powala – ma się dać łatwo przyswajać, Gisa Vatcky przypadła mi do gustu. Tą lekką i miłą barwą, mocnym głosem, ciekawymi interpretacjami. Na płycie brakuje mocnych i ambitnych kawałków – czyli tego na co zwraca uwagę czytelnik naszego serwisu. Płyta muzycznie jakich wiele, ale z bardzo ciekawą wokalistką, no i fajnymi kompozycjami.