Wydana cztery tygodnie temu płytka przyszła wprost ze Stanów od małej wytwórni Public Guilt z Baltimore. Poza formacją Aluk Todolo wydała albumy takich artystów jak Psychic Paramount, Destructo Swarmnots, Cream Abdul Babar, czy Magicicada. Czym jest Aluk Todolo? To formacja trójki francuskich muzyków związanych z podziemną sceną black metalową – zarówno francuską jak i amerykańską (Diamatregon, Viedog Svaor). Album Descension jest z kolei pierwszym pełnometrażowym wydawnictwem, wcześniej ukazał się tylko singiel na siedmiocalowym winylu (debut). Formacja zaliczana jest do kręgów okultystycznych, co ma swoje odzwierciedlenie i w logo zespołu i w wizualizacji strony (zarówno www jak i myspace). Przejdźmy jednak do muzyki.
Cztery dłuższe utwory, prawie trzy kwadranse z… okultystyczną magią i modlitewnym transem. Ale też z potężną dawka psychodelii, krautrocka, black metalowych oparów. Bardzo dobrze nagrana płyta, bardzo wyraźna mimo kilkukrotnie pojawiających się ścian dźwięków. Obedience rozpoczyna się minimalistycznymi dawkami wysublimowanych dźwięków, osadzonych w spokojnym industrialnym rytmie. Tylko po to, by tuż po drugiej minucie uderzyć w nas z całą gwałtownością black metalowej starej szkoły. Potężne chaotyczne gitary, psychiatryczna perkusja. Do końca przygniata nas monolityczna ekspresja, zupełnie jak w nagraniach japońskiego MONO (może nawet bardziej Tsurubami) czy kanadyjskiej NADJI. Transcendencja? Zdecydowanie tak, odpływamy w zupełnie inny świat. Nagle przekraczamy bramę. Wchodzimy do Burial Ground. To swoiste przywitanie z otaczającym nas światem, po drugiej stronie (burial ground oznacza cmentarz). Spokojny rytm perkusji, monolityczny, jednostajny. Do tego przedziwnie brzmiąca gitara oraz trzymający nas na właściwej drodze bas. Zupełnie jakbym schodził w głąb Hadesu, wraz ze znikającymi za mną schodami. W tym utworze słychać minimalizm i dużą partię dysharmonicznych gitarowych pasaży. Pojawiają się także magiczne zjawy, których powinniśmy się raczej wystrzegać, chyba, że uda nam się je okiełznać. Ale w połowie doganiają nas upiory z życia doczesnego, pojawiają się reminiscencje do płyty Umma Gumma. Udaje nam się złapać nić łączącą z poprzednim życiem. Nić, która w tempie bardzo, bardzo zwolnionego metronomu utrzymuje nasz puls na możliwym do przeżycia poziomie. Jest nam to potrzebne, bowiem weszliśmy do Drewnianego Kościoła (Woodchurch), a w zasadzie do kościoła znajdującego się w środku wielkiego drewnianego lasu. Powinienem dodać drewnianego, martwego lasu. Kościół tej jednak żyje własnym życiem. Niczym Drzewa Olbrzymy z opowieści Tolkiena, zatrzymał nas, nie pozwalając iść dalej. Co więcej, zmieniając swój kształt każe nam się dostosować, przygniata nas do swojej drewnianej podłogi, jednocześnie coraz bardziej rozciągając się na wysokość. Tylko, czemu mam wrażenie, że to nie sufit idzie w górę, tylko podłoga wokół mnie spada coraz to głębiej i głębiej środka ziemi? Disease to jedyny utwór udostępniony w wersji promocyjnej (do pobrania ze strony WWW) Disease to choroba. Z tą chorobą mogę jednak udać się tylko do psychiatry. Paranoiczne, psychodeliczne, upiorne gitary. Chorobliwie brzmiąca perkusja i ten bas powodujący dziwne wibracje w centralnym ośrodku mózgowym. Zdecydowanie zostałem zahipnotyzowany. Zaś muzyka kojarzy mi się wyłącznie ze starym krautrockiem i psychodelicznymi zespołami z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Bardzo mocna z rodzimym SBB i gitarami Antymosa. Dodatkowo pojawiają się głosy, jakby mantry.
Bardzo interesujący album. Co ciekawe muzycy celem uzyskania odpowiedniego brzmienia całość nagrali w skali lo-fi, żadne tam 5.1 i inne bzdety. Celowe obniżenie możliwości studia celem zachowania klarowności nagrań, przyniosło bardzo ciekawe, muzyczne efekty.
NOTES:
Format: CD & LP
Release: PG013
Barcode: 6-13285-91332-5