Nocny kurs okazał się dobrym momentem na zapoznanie z najnowszym dziełem Australijczyków z zespołu Voyager. Już kiedyś tu trafili, lecz od czasu wydania albumu „Element V” wiele się w zespole zmieniło. Z tym ... że nie miałem okazji zapoznać się poprzednimi wydawnictwami, stąd podejdę do tematu na zasadzie – słuchajcie, odkryłem niezłą kapelę. Nie sądziłem, że w świetle Krzyża Południa oraz obu obłoków Magellana powstają tak ciekawe kompozycje. W sumie nie wiem czego im bardziej zazdrościć – tego że człowiek wychodząc wieczorem przed dom widzi gołym okiem dwie najbliższe galaktyki z grupy lokalnej, orbitujące Drogę Mleczną. Ale - tam są krokodyle, czarne wdowy, ćpane misie, boksujące kangury, tępe wieśniaki ze strzelbami i setka innych nieprzyjemnych zwierząt, plus klimat który da się wytrzymać na wybrzeżu kontynentu. Z takiego miejsca właśnie, Perth na południowym zachodzie, pochodzi Voyager.
Nowe wcielenie zespołu także jest ciekawe. Dziewczyny się wzięły za gitary i to rasowo, zresztą na stronie WWW można poczytać o preferencjach muzyków. Jest tam ktoś to nie lubi Gwiezdnych Wojen i włoskiego jedzenia? Wokalizujący (i to jak!) Daniel Estrin upodobał sobie klasyczny model Toyoty MR2 Targa z 88 roku. Bardzo ładne auto, dwuosobowy roadster ze składanym (ręcznie – dwa szklane panele) dachem oraz silnikiem umieszczonym nad tylną osią. Upodobał sobie także styl wokalny, mocno kojarzony z zespołem Type of Negative, a przede wszystkim liderem zespołu Peterem Steele. Historia popkultury na kontynencie australijskim lawirowała między wpływami amerykańskich i europejskich imigrantów, którzy jechali tam szukać lepszego świata. I to także odbija się na muzyce z tego kontynentu. Czy to Aragon czy właśnie tenże Voyager, który z jednej powiela muzykę o amerykańskim stylu heavy metalowym, a słucha się tego jak rasowego niemieckiego pudla. I aby brzmiało to bardziej kosmopolitycznie - „Higher Existence” rozpoczyna się francuską harmonią na modłę tych melodii które towarzyszą obrazkom z Paryża. W „Cross The Line” (za długi na hicior a mógłby ni być) „Bardziej Boski niż Boski” Daniel wstawia część liryczną po rosyjsku. Zresztą sam o sobie pisze jako wielbiciel rosyjskiego popu. W „Higher Existence” oraz w zamykającym „White Shadow' dokłada deathowy growl na modłę Dana Swanoo, sam o sobie pisze jako będący pod wpływami ToN / Petera Steele – no to nic dziwnego że facet śpiewa jak Peter Steele. Mrocznie, dark-wave'owsko, z klasą, plus oczywiście okazjonalnie rasowy growl. Szeroka skala i mocny amerykański akcent w rasowej barwie głosu to atut. Śpiewa bardzo czysto. Łatwiej go zrozumieć niż niektóre dialogi w serialu Ekipa.
Kompozycje są krótkie, ale wystarczające aby pokołysać się w ich rytm. Brzmi to wszystko jak rasowy reg-metal, ale słucha się tego z niezwykłą sympatią. Ze względu na bogactwo aranżacyjne, ze względu na wykonanie – dziewczyny na strunach dają czadu. Jest ostro, jest przytulnie, jest balladowo – od koloru do wyboru. Ale jest to jeden z tych albumów, o których mówimy „no fajnie grają, nic szczególnego ale bardzo sympatyczne”. Postarali się o ciekawe pasaże – zresztą jak mam dalej rozwijać wątek Jeszcze Bardziej Boskiego Niż Boski – to Daniel Estrin w swoim profilu jako wpływy na twórczość wpisał pewne nazwisko które brzmi Chopin. Ale nie tylko – także mój new-age'owy faworyt Ozric Tentacles. I to się gdzieś tam odbija w echach muzyki, zresztą – „Sober” – ich największy przebój (tak uważa zespół, ja mam inne zdanie) wybrany do promowania w teledysku, pełen jest elektronicznych zabawek znanych raczej z muzyki mocno-elektro-popowej. Podobne zabawy elektroniką towarzyszą „What I Need”.. W ucho zapada „Deep Weeds” – świetne wejście akustyczne, „Falling” – także wejście zbliżone do niejakiego Marty Friedmana na Scenes, (wstyd, że nie ma jeszcze recenzji tej płyty!) czy popowy „One More Time” ... nie to nie jest kawałek S'Britney ;) ale niezły popis możliwości wokalnych Bardziej Boskiego Niż Boski. Na koniec mój faworyt – tenże „White Shadow”. No jak to mówią nie wkładaj do auta bo dyszkę punktów zarobisz, 500 zł mniej a i można opony spalić niepostrzeżenie.Wcale bym się nie obraził, widząc tenże kawałek na kolejnej składance muzycznej „TopGear”..
To bardzo fajna pozycja. Zwłaszcza do nocnego siedzenia za biurkiem/kółkiem. Dziś padło na ten krążek, i w sumie to co oferują urzędnik imigracyjny z wokalem Petera Steele, grafik 3D z Corvettą Singray z 76 na Ibanezie , chirurg mózgu co równie sprawnie operuje skalpelem co pałeczkami, zawstydzająca na gitarze facetów sprzedawczyni sprzętu muzycznego z Perth (profilu Alex Canion grającej na basie nie umieszczono jeszcze) przemawia do mnie. To reg. Totalny reg-metal, w niemieckim opakowaniu ale słucha się bardzo bardzo przyjemnie. Gdyby wyciąć kawałki i skleić niektóre partie bez wokali – nie odróżnilibyście od Areny. Ale i tak jak polecam. Bardzo mocno.
Dwa słowa o teledysku „Sober” – do promocyjnego krążka – ale jak sądzę także do wersji retail, dołączono bardzo ciekawy twór i chyba to będzie najlepsza rekomendacja, jeżeli skieruję was na stronę zespołu, skąd można ów teledysk pobrać. Na profilu Myspace są kawałki utworów do posłuchania.