1. I’m Sitting in front of a Full Cup Not Drinking… 4:33 2. Absorbed in My Thoughts 7:22 3. Sitting Carefree in the Shadow of the Pavilion 7:37 4. At the Window 4:32 5. There Came an Unexpected Guest… 10:24 6. Wanderer 13:07 7. Do You Remember How We Said Goodbye? 4:02
Rosyjski zespół. Chińska poezja. Angielskie tytuły. Rosyjskie tłumaczenia. Angielski rock progresywny. Design płyty stylizowany na chińską pisownię. Oto część pierwsza płyty zatytułowanej dość jednoznacznie: Chinese Songs Part One.
Poezja powstała między VIII a XIII wiekiem n.e. Zespół z XXI stulecia. Muzyka oscylująca wokół gatunku sprecyzowanego gdzieś w latach siedemdziesiątych XX wieku. Tyle fakty.
Niektóre rzeczy się nie zmieniły. Pisał już wcześniej Wojtekk, że Little Tragedies śpiewają po rosyjsku. To i zaleta, i wada tej płyty. Napisał Wojtekk, że Gennady Ilyin nie jest rewelacyjnym wokalistą – fakt, nie jest. Napisał Wojtekk, że Little Tragedie grają rocka symfonicznego, osadzonego mocno w latach siedemdziesiątych. Ano napisał, i miał rację.
Recenzowanie Chinese Songs Part One to podobny misz – masz. Niby sprawa prosta – ostatecznie jeśli zespół posługuje się takimi inspiracjami, jak Genesis, ELP, Yes czy dajmy na to Camel, to przecież nic prostszego, jak dowalić mu za naśladownictwo. Jednak tu pojawia się problem – te inspiracje, momentami niezwykle wyraźne, ujawniają niezły potencjał grupy. Brzmienie, mimo odległych wzorców robi się neoprogresywne, melodie są ciekawe, budowa utworów trzymająca w napięciu. Więc jest dobrze? No niby tak. Jak zapomnimy, że to wszystko już zostało zagrane i to po wielokroć – jest dobrze. Jak marzymy cały czas o neoprogresywnym brzmieniu – jest dobrze. Jak wreszcie rajcują nas niekończące się solówki gitarowe i klawiszowe sosy a’la Clive Nolan – będziemy zachwyceni.
Gdybym miał (musiał) wybierać, to Wanderer - jest tu moim zdecydowanym faworytem. I nie tylko dlatego, że utwór jest najdłuższy na płycie. Oczywiście to … zaleta, bo przynajmniej nikt się nigdzie nie śpieszy i nagranie może rozwijać się swobodnie i melodyjnie. Podoba mi się w nim prawie wszystko, a gdyby było zaśpiewane w innym języku – mielibyśmy do czynienia z arcydziełem rocka progresywnego. Oprócz wymienionego wyżej utworu warty wspomnienia jest również hackettowski w swoim kształcie kawałek The Came An Unexpected Guest. Przymiotnik obrazujący wpływy można użyć również w odniesieniu do Absorbed In My Thoughts, gdziewyraźnie ujawniają się Emersonowskie ciągotki klawiszowca (jak dla mnie - może jednak zbyt oczywiste). Zmiany tempa następują w tych miejscach, w których się ich spodziewamy. Żadnego zaskakującego momentu. Sitting Carefree In The Shadow Of The Pawilion to już wyraźne nawiązanie do nagrań Pendragon. I tak już właściwie do końca. Lepiej lub gorzej, a w każdym razie naśladowczo.
No cóż – to nie jest zła płyta. Na kolana jednak nie rzuca i dla kogoś osłuchanego w rocku progresywnym nie będzie żadnym odkryciem. I taką też dostaje ocenę.