"Podczas głuchej, długiej nocy, a zwłaszcza na rano zawsze przeokropnie mnie suszy. Ponoć to naturalne odczucie - alkohol wysysa wodę z komórek na zasadzie osmozy. Nie tylko piwo, nie tylko whisky - każdy alkohol. Po tym ile opróżniam butelki mineralki dowiaduję się ile wypiłem wieczorem. Zwykle schodzi całe półtora litra Nałęczowianki, więc pewnie wypiłem dużo. Jak zwykle. A moja zdobycz na rano? Kilka kartek zabazgranych na pozór nieczytelnym pismem. Choć, gdy się przez niego przekopać... czasami podoba mi się to co napisałem. Po pijaku jestem szczerszy, bardziej otwarty, niemniej nie pojmuję wszystkich, istotnych w tamtym stanie metafor i porównań. Na dodatek ta muzyka - zawsze słyszę ją przy trzeźwieniu i zawsze przed nią uciekam. Jest zbyt niepokojąca, zaś wokalista prezentuje denerwującą manię wchodzenia ze swoimi tekstami do mojej głowy. Nie lubię tego - podaje się za mnie, głosi jakieś mądrości, których nie chcę przyjąć. Zresztą jakbyście się czuli słysząc po przebudzeniu:
"...krople potu wywołane nadmiarem whisky
Są niczym niepotrzebna zbroja
Na nie pościelonym łóżku
Podczas, gdy znajome pragnienie
Snuje mu się po głowie"
Dobrze wiem, iż ten głos naigrywa się właśnie ze mnie, bezlitośnie chichocze, kiedy wręcz czołgam się do lodówki z rozpaczliwą nadzieją zastania tam bodaj jednego, chłodnego Żywca. Człowiek nigdy nie pije bez powodu, zaś ten co pije nader często potrafi sobie wymyślić tych powodów bez liku. Głupi tekst głupiego głosu - myśli, że potarafi mnie opisać z taką dosadnością. Nic z tego - mam prawie 30 lat i jestem tak bardzo skomplikowany, tak bardzo tragiczny, tak wiele przeżyłem. Nikt mnie nie zanalizuje, nikt. Ale ten głos jest doprawdy wkurwiający. Skąd on wie o ciepłych, mokrych kręgach? Schowałem te wspomnienia w sobie tak głęboko. Skąd on wie, że na kolanach matki szlochałem długo i głęboko chłonąc jej pocieszające słowa i grymas odrazy wywołany zapachem mego oddechu, kiedy składała pocałunek na mym czole? Czyżby oczyma duszy oglądała mnie
"Na promenadach, gdzie pijacy oświadczają się
Samotnym manekinom na arkadach
Gdzie uczestnicy ceremonii zatrzymują się
Przy wystawie jubilera"?
Dawno już chciałem kupić ten pierścionek i ofiarować go. Najpierw nie miałem odwagi, potem pieniędzy bo butelki też swoje kosztują, zaś bez nich nic nie potrafię. A jak już postanowiłem to okazało się, iż pierścionka nie ma komu ofiarować. Wykorzystano mnie tak okrutnie, zdradzono mnie Mamo - który to już raz? Zatem jeśli spytasz mnie Mamo powiem Ci szczerze: zostałem nabity w butelkę. Ona śmiała się ze mnie Mamo, że kto wojuje mieczem ten od miecza ginie. I nie wiem co miała na myśli. Gdybym miał dość forsy postawiłbym jeszcze kolejkę w barze, może ktoś by mi to wyjaśnił. Oni wszyscy wodzą palcami po obrzeżach kufli, oni wszyscy zataczają ciepłe, mokre kręgi, oni wiedzą. Tylko ja nie wiem. Ty milczysz.
"Czy to niedobrze mówić do siebie samego?"
Ja wiem.
"... uciekłem w szaleństwo
Zacząłem pić licząc, że jakoś to będzie
Nie mam niczego na swoją obronę."
Poza tym, że zostałem nabity w butelkę. Czy nikt nie widzi, że mnie pogrążono? Przez to wszystko wpadłem w nałóg, którego nie potrafię się pozbyć. Ja tonę. Mamo dlaczego ten głos aż tak ze mnie szydzi? Śpiewa, że tonę szybko, że tracę grunt pod nogami.
"Czyżbym aż tak bardzo oszalał?"
CZYŻBYM AŻ TAK BARDZO OSZALAŁ ?!!!!
Wbrew temu idiotycznemu głosowi myślę, że potrafię przestać każdego dnia. To zależy tylko ode mnie. Jestem tak cudownie wolny, tylko oni o tym nie wiedzą. Potrafię przestać - dla niej, dla dzieci, dla siebie - powiedzcie jedynie kiedy. Przestanę. Nie jestem pijakiem, alkoholikiem, jestem li tylko ekscentrykiem z przeżyciami. Wszystko byłoby dobrze, przestałbym gdybym tylko zechciał - wiesz o tym. Więc dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego wzięłaś mnie na tę niepotrzebną wycieczkę po Wiedniu?! Dobrze wiesz, jaki jestem wrażliwy - nie potrafię znieść tych uzbrojonych na ulicy, strzegących synagog przed kolejnymi podpaleniami. Mam wrażliwą duszę artysty, a Ty o tym zapomniałaś. Czemu teraz stoisz z bachorami w ręce i śmiesz mi wypominać tę czystą z lodem w napotkanym po drodze barze? Jestem taki wrażliwy i po prostu musiałem się napić widząc to wszystko. Jestem przecież taki wrażliwy. Zapomniałaś o tym, zawsze zapominasz. Nigdy nie potrafiłaś docenić tego co we mnie masz - zagubionego artystę duszy. Co Ty w ogóle możesz o tym wiedzieć?! Powiadasz:
"Rozwiej chmury na drodze do domu
Dokąd nas to wszystko zaprowadzi?"
Czyżbyś za dużo nasłuchała się Watersa - tego taniego pseudopeoty tęskniącego za domem zbudowanym z jego własnego egoizmu, bo zabili mu na wojnie tatusia? Ja potrafię dać Tobie i dzieciom dużo więcej. Pozwól mi tylko dopić ostatnią czystą z lodem. Jestem wrażliwym artystą i potrzebuję tego. Potem będę już tylko kochającym ojcem i mężem.
Mówię Ci Kris, powiedziałem to co najważniejsze, powiedziałem jej wszystko, wyprułem całą moją duszę, ale nic nie pomogło. Mówię Ci... kobietę tak trudno zrozumieć. Dałem jej wszystko, wszystko co kochający mąż i ojciec może dać. Nic nie dotarło, patrzyła tylko na szklankę w chwiejącej się dłoni i przekrwione oczy. One nigdy niczego nie rozumieją. Powiedziała, że jestem pijany jak bela. Za nic miała moje marzenia - to, że chcę produkować reklamy dla American Express, że dorobię się własnej willi we Francji, że rodzina będzie ze mnie miała pożytek. Może i trochę wypiłem, ale mówiłem od serca. Zawsze tak mówię. Czułem, że mówię prawdę, robiłem to dla niej i dla nas, a usłyszałem li tylko, że jestem pijany jak bela. Może i trochę wypiłem, ale wtedy jaśniej mi się myśli, zrobiłem to dla nas. Mówię Ci buddy, postawisz jeszcze? Ja naprawdę chciałem dobrze, czemu więc stale przegrywam?
Wziąłem sobie do serca to co rzekła na odchodnym. Że stać mnie na więcej. Mój Boże Kris - ja jeszcze nie mam trzydziestki - w każdej chwili mogę zapłonąć jaśniej, choć już dostatecznie płonę. Za jej radą poszedłem nawet do mojego lekarza. Pjepshysł glupoty, że niby nie dociągnę trzydziestki. Chyba za bardzo spalam się dla innych, nie sądzisz? To było bardzo śmieszne:
"... moja wątroba
Domaga się rozstania z ukochaną"
A ja dopiero teraz odkryłem, że to właśnie alkohol mnie pobudza. Zostawiła mnie i skazała na topienie smutków w butelce. Gdzie tu moja wina? Przecież byłem kochającym ojcem i mężem. W każdej chwili mogłem zapłonąć jaśniej, tylko nie dano mi szansy. Zdławiono moje uczucia. Podobno czytanie Kerouaca pomaga takim jak ja - spróbuję. Dziś wieczorem pójdę do pubu i spróbuję spisać kilka niezłych historyjek opowiadanych przez ludzi przy kontuarze. To mnie odświeża, czuję się wtedy ważny i potrzebny zapisując kolejne papierowe serwetki, a czasami mogąc postawić kolejkę. Ten upierdliwy głos w mojej głowie śpiewa, iż tak właśnie udaję, że poznaję życie, ale ja wiem swoje. Kiedy mówisz kompanowi: "na zdrowie" wyzwalasz w nim to co najlepsze, wyzwalasz szczerość i bezkompromisowość, na tym polega chyba spowiedź z życia, a nie na wydumanej rodzinnej odpowiedzialności.
Jakże uwielbiam, gdy alkohol krąży w moich żyłach. Staję się wtedy kimś innym, wręcz krystalicznie wzorcowym przykładem człowieka do rany przyłóż. Chcesz znaleźć winnego? Nie ma sprawy - wezmę wszystko na siebie. Pójdę na kolanach po grochu do Ciebie, bylebyś tylko odczuła ulgę, że śledztwo przyniosło pozytywny skutek i że akt oskarżenia nie doczekał się należytej obrony. Gdy byłem mały widziałem w lunaparku wypadek. Dziecko spadło z karuzeli, uderzyło głową w beton. Ekipa medyczna nie mogła nic zrobić. Spod ciała przykrytego prześcieradłem wypływała kałuża krwi. Stałem z rozdziawioną buzią zafascynowany zjawiskiem śmierci, a watę cukrową, którą trzymałem w dłoni spłukiwał deszcz. Gdy został mi już tylko patyk dziecko pod prześcieradłem przestało wierzgać nogami, a kałuża przestała się powiększać. I wtedy zacząłem krzyczeć. Od teraz to dla mnie symbol. Tak się właśnie czuję rozmawiając z naszymi pociechami przez telefon. Jakbym kurczył się na deszczu, nie mam im nic do powiedzenia, nic co mogłoby pomóc Tobie. Pisz do mnie na kontuar w znanym pubie. Tam mnie zawsze zastaniesz, choć nie mam Ci niczego ważnego do powiedzenia poza postawieniem kolejki i wybłaganiem kilku następnych. Dawno temu zaczęło padać, a deszcz za nic nie chce ustać.
Czytałem, że można się utopić w szklance wody, a nawet podczas oberwania chmury. Nadmiar płynów topi. Kto wojuje mieczem ten zostaje nabity w butelkę. Nie rozumiem tego stwierdzenia, ale ono powraca wraz z tym śpiewającym głosem, by skraść mi resztki snu nad ranem. Jeżeli jeszcze kiedykolwiek mnie spotkasz to postaw kolejkę. Ujmij dłoń, byle nie za mocno - możesz natrafić na ściskaną brzytwę i skaleczyć się. Głęboko w środku wszyscy jesteśmy tacy sami, tyle że niektórzy wymagają więcej płynów. Niemniej to nie czyni mnie gorszym - mogę przestać w każdym momencie, jestem tak cudownie wolny. Chwytam się butelki i brzytwy bo jestem li tylko ekscentrykiem z przeżyciami. Zawsze tak było i będzie. Kocham Ciebie i dzieciaki, zawsze kochałem."
Co za idiotyczny tekst - stwierdziłem rankiem - czy dla tych żałosnych wypocin aż tak się wstawiłem? Roześmiałem się w głos z własnej naiwności, po czym rozpocząłem codzienną rytualną pielgrzymkę na kolanach w kierunku lodówki z rozpaczliwą nadzieją zastania tam bodaj jednego, chłodnego Żywca. Nie wiem czemu, ale coś kazało mi spojrzeć w okno - właśnie zaczęło padać.
Acha: coś o muzyce. Przepiękny, stary Rybny Marillion, coż więcej można dodać? Tłumaczenie Św. Pamięci Tomasza Beksińskiego.