1. Scarsick (7:08)/2. Spitfall (7:17)/3.Cribcaged (5:56)/4. America (5:04)/5.Disco Queen (8:22)/6.Kingdom Of Loss (6:41)/7.Mrs. Modern Mother Mary (4:14)/8.Idiocracy (7:04)/9.Flame To The Moth (5:58)/10.Enter Rain (10:03)
Całkowity czas: 67:47
skład:
Daniel Gildenlöw - lead vocals, guitar, bass guitar/
Fredrik Hermansson - keyboards/Johan Hallgren - guitar, backing vocals/Johan Langell - drums, backing vocals/
Ocena:
8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
05.02.2007
(Recenzent)
Pain Of Salvation — Scarsick
Będzie krótko. Dlaczego? O najnowszym dziele Szwedów zdążyli się już wypowiedzieć niemalże wszyscy (łącznie z gospodyniami domowymi) raz to wylewając wiadra pomyj, innym razem sławiąc pod niebiosa geniusz pięknego Daniela. Jednym słowem "dzieło kontrowersyjne" w czystej postaci!!! Tymczasem druga wizyta popularnych "Painów" za pasem…zatem i ja postanowiłem wyrzucić z siebie to co na sercu mym leży. Nie ukrywam swej słabości do Skandynawów o czym miałem przyjemność zaświadczyć skrobiąc w niniejszym serwisie kilkanaście zdań o ich pierwszym koncercie na polskiej ziemi. Dobra, koniec owijania w bawełnę. "Scarsick" to po prostu bardzo dobra, rockowa płyta poszukującego zespołu, czasami lekko błądzącego, czasami ocierającego się o wysokie górskie szczyty. Tych ostatnich "górskich wycieczek" jest zdecydowanie więcej. Tytułowy, rozpoczynający płytę kawałek to kawał mięcha, ciężkiego jak nigdy. Już widzę, jak na koncercie sala unosi się przy tym "killerze". To doskonały materiał na "openera". Wielu zarzuca liderowi Pain Of Salvation filozoficzne wędrówki, werbalne zapętlenia… Fakt, Daniel Gildenlow ma wiele do powiedzenia. Czasami bardzo dużo. W kliniczny sposób pokazuje to następny "Spitfall". Słowa wyrzucane z prędkością karabinu maszynowego w…hiphopowym rytmie wręcz przygniatają nadmiarem. Odnosi się wrażenie, że Daniel chce pomieścić jak najwięcej treści w krótkiej formie i gdy napięcie wzrasta, przychodzi błogie rozwiązanie w postaci niezwykle melodyjnego refrenu. Cóż to – ktoś powie??!! Hip-hop? Numetal? Nieważne!! W tym szaleństwie jest metoda a jej finalny efekt powala. "Cribcaged" to już miód na uszy po zgiełku i ciężarze pierwszych kawałków. Taka balladka panom już dawno nie wyszła. Słodycz…ale nie w kiczowatej postaci. "America" faktycznie mnie nie przekonuje…ale już przy "Discoqueen" za sam pomysł i formę należy się ukłon. Już słyszę te gromy. Co? Taka dyskoteka na płycie tak szanowanego zespołu? Ano taka!! I jeśli ktoś naprawdę ceni ten zespół, nigdy nie powinien stawiać znaku równości między grupą a chęcią grania disco. Zarzuty skomercjalizowania się Daniela i spółki są w tym miejscu nie na miejscu. Wszak wspomniany kawałek podkreśla tylko dystans jaki do całej muzyki mają panowie z Półwyspu Skandynawskiego. Tym bardziej, że następny na płycie "Kingom Of Loss" jest tym co tygrysy lubią najbardziej. Progresywny, patetyczny metal z monumentalnymi ale i wzruszającymi melodiami. Zresztą tak "klasycznie" jest już prawie do końca. Ciężko ale i melodyjnie. Tak!!! Tej płycie nie można odmówić melodii!!! A jeszcze możemy napotkać na "niby-orientalizmy" w "Idiocracy" (przy okazji – końcówka tej kompozycji unosi i utrzymuje długo w stanie nieważkości!!!) czy schizofreniczny krzyk w "Flame To The Moth". Spojrzałem w górę na zdania, które przed chwilą spisałem i… złapałem się na kłamstwie. "Scarsick" to nie jest bardzo dobra rockowa płyta. To znakomite dzieło, które spokojnie możemy postawić na półeczce obok "The Perfect Element Pt.1" czy "Remedy Lane". Nie wierzycie. Przysłuchajcie się uważnie tej płycie w czeluściach nocy ze słuchawkami na uszach a potem…z pokrętłem wzmacniacza w pozycji irytującej nielubianego sąsiada. Odkryjecie to piękno, które jest jeszcze nie odkryte.