1. Hollow 2. My Virtue 3. If Only I 4. Live 2 Live 5. Embraced 6. Season of Sundays 7. Once A Believer 8. Reason 9. Breathe 10. Somebody Save Me 11. Inside Yourself 12. A Life Less 13. As I Reflect
Całkowity czas: 79:35
skład:
Silvio Massaro – vocals;
Tomy Vucur – guitars;
Chris Portianko – guitars;
Joe Del Mastro – bass;
Jack Lukic – drums;
Danny Olding – keyboards
Bez bicia przyznam się, że nie znam poprzednich krążków australijskiej grupy Vanishing Point. Swoją przygodę z jej twórczością zaczynam od „Embrace The Silence”. Już na początku zaintrygowała mnie okładka, która jest, niestety, największą zaletą tego wydawnictwa. Nie oznacza to jednak, że „Embrace The Silcence” to całkowity bubel...
Grają panowie z Vanishing Point power metal, ale pomimo wielu fragmentów popadających w schematy, obowiązkowej banalności w niektórych zagrywkach, potrafili upichcić co nieco na bazie własnej indywidualności. Tak więc usłyszymy też popowe nawiązania, kłania się tradycyjny rock i lekko thrashowe ciągoty. Obok nawiązań do Helloween, Iced Earth i Iron Maiden dosłuchać się można nawet Bon Jovi. Sam zespół przypina sobie etykietkę progresywną, ale nie ma to odzwierciedlenia w dźwiękach. Słychać tu wycieczki ku Dream Theater, ale to jeszcze stanowczo za mało na obwoływanie się kapelą progresywną...
Silvio Massaro dysponuje głosem nie powalającym skalą, ale jak na tę muzykę dość ciekawym. Instrumentaliści ponad szybkość cenią sobie melodie, które może wybitne nie są, ale słucha się ich przyjemnie. Czasem pokuszą się o jakąś ciekawą zagrywkę, wykazują feeling, co w tej muzyce jest zjawiskiem coraz rzadszym. Klawiszowiec choć rewolucji na „parapecie” nie czyni, to wzbogaca kompozycje i pozwala słuchaczowi przebrnąć przez krążek, niejednokrotnie zaskakuje. Dla mnie jest największym bohaterem „Embrace The Silence”. Gitarzyści szyją pomysłowe solówki i riffy, bez karkołomnego szpanu, ale z sercem. Jednak wędrówka przez „Embrace The Silence” i tak to czerwony szlak dla przeciętnego słuchacza, bo prawie 80 minut muzyki to rzecz ciężkostrawna (a pomyślał ktoś o recenzentach?) i zadowoli pewnie tylko najzagorzalszych zwolenników grupy. Polecam więc słuchanie wybiórcze co lepszych kompozycji, gdyż kilka robi wrażenie. Szkoda, że tak trzeba się ich naszukać pośród tej przeciętnej reszty...