Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
08.03.2006
(Gość)
Seether — Karma And Effect
Seether to reprezentant amerykańskiego rocka spod znaku postgrunge’owej rewolty, pochodzący z .... RPA! Ale na szczęście, pomimo wielu życiowych perturbacji, grupa Shauna Morgana swej kariery na Afryce nie skończyła. Szerzej zasłynęła na całym świecie wykonując z Amy Lee (Evanescence) utwór „Broken” do filmu „The Punisher”. Ciekawa to była piosenka i skłoniła mnie do zgłębienia twórczości Seether. Jednak kupując album „Karma And Effect” miałem mieszane uczucia. Obawy budziła już sama aparycja lidera – „byczy” pan, ucharakteryzowany na Cobaina, nie wzbudził mojego zaufania. Wokalista naśladuje też śpiew legendarnego Kurta (Shaun otwarcie przyznaje w wywiadach, kto jest jego życiowym i muzycznym guru), a kapela szyje riffy rodem z repertuaru Nirvany („Remedy”, „Truth”,). Nad całą płytą „Karma And Effect” unosi się gęsto Nirvanowy duch. Do tego dochodzi jeszcze czerpanie garściami z kapel takich jak Deftones, Godsmack, Creed, Korn, Nickelback oraz Staind (szczególnie w balladowych fragmentach). Podsycone są te inspiracje szczerą miłością do ostrego grania (warto zagłębić się w biografię Shauna Morgana) i w ten sposób otrzymujemy prawie godzinę mocnego uderzenia. Momentami można co prawda odczuwać znużenie „grzańskiem”, choć ten lekki dyskomfort niwelują ciekawe ballady („Plastic Man”, „The Gift”), ale i tak do rangi geniuszu krążka nie wyniosą.
Seether to zespół idealnie pasujący do kotła z mnóstwem podobnych amerykańskich kapel ostatniej dekady, które pragną zmienić historię rocka, choć eksploatują uparcie to samo poletko. Jednak albumem „Karma And Effect” wybija się ponad motłoch, nie popada w kiczowatość. Pomimo, iż gra Seether ciężko, melodyjnie, brzmienie jest wyśmienite, stosowane przez niego patenty są maksymalnie wyświechtane, to sam zespół jakby tego nie zauważył. Chwała mu za to, gdyż bazując na rockowej tradycji, potrafił zdeklasować na listach przebojów komercyjnie spłycone hordy dyletantów. Sukces wybranego na singla „Remedy” mówi sam za siebie. Dzięki takim bandom jak Seether ciężkie granie wraca do łask, a rock wciąż utrzymuje się na powierzchni. „Karma And Effect” polecam wszystkim, którzy lubią energetycznego rocka, mają ochotę posłuchać solidnej garści ognistych kompozycji „z pazurem”. Do beztroskiej zabawy, bez zbędnych intelektualizacji, jest to album znakomity i można się przy nim solidnie wyszaleć. Jednak jeśli ktoś szuka czegoś świeżego i nowatorskiego, to na „Karma And Effect” raczej się zawiedzie.