Kilka miesięcy temu, wraz z wiosenną, coraz zieleńszą aurą, na światło dzienne wyszedł piąty album Sylvan. Członkowie niemieckiej grupy, już na poprzednich albumach przyzwyczaili nas do muzyki balansującej gdzieś na granicy neo – progresywnego rocka i prog – metalu. Wszystkie cztery krążki zasłużenie znalazły uznanie wśród wielu fanów tego typu grania.
Wydając Posthumous Silence zespół podjął nowe wyzwanie na swej muzycznej drodze. To pierwsza w dyskografii grupy płyta koncepcyjna. Fabuła albumu oparta jest na smutnej historii ojca i jego córki. Wskutek najróżniejszych problemów dziewczyna popełniła samobójstwo. Siedzący w jej przesiąkniętym na wskroś ciszą (pośmiertną ciszą) pokoju ojciec, sięga po pamiętnik utraconego dziecka. Studiując zapiski córki poznaje jej problemy, zagłębia się w najgłębsze zakamarki targanej bólem i cierpieniami duszy, powoli próbuje zrozumieć dlaczego doszło do tragedii.
Posthumous Silence to nie tylko historia cierpiącego ojca – to przede wszystkim opowieść o jego nieżyjącej córce, wspomnienie istoty ultrawrażliwej, zagubionej, potrzebującej pomocy i zrozumienia. Zrozumienia, które przyszło, ale za późno.
Ze względu na stronę fabularną, album Posthumous Silence można śmiało postawić na półce obok marillionowskiego „Brave”, czy też pamiętnego „The Wall” nagranego przez Pink Floyd. Zresztą te skojarzenia nie kończą się na tekstach, muzyka Sylvan także wpisuje się w ten kanon.
Co ciekawe, obie wspomniane płyty doczekały się ekranizacji. Niewykluczone, że krążek Sylvan również na takową zasługuje (zwrócił na to uwagę wcześniej Mariusz Danielak w swojej
recenzji) – nie byłoby to na pewno łatwe, gdyż autorów tekstów, a zarazem wokalista zespołu, Marco Glühmann skoncentrował się na wewnętrznych przeżyciach bohaterki. Raczej trudno oddać je za pomocą obrazu. Są jednak wśród nas ludzie, dla których słowa „niemożliwe” i „niewykonalne” to tylko puste frazesy.
Porzućmy jednak problem ewentualnej ekranizacji. Posthumous Silence to przecież ponad 70 minut bardzo interesującej muzyki. Tak jak na poprzednich krążkach grupy, utrzymana jest ona na pograniczu progresywnego rocka i metalu. Wiele tu melodii, zmian nastroju. Płynnie połączone kompozycje cechuje dynamizm (zwłaszcza te dwie najbardziej rozbudowane: In Chains oraz Pane Of Glasses) i, co ważne, potężny ładunek emocjonalny. Ten ostatni wymiar muzyki Sylvan wzmacnia jeszcze niezwykle sugestywny, barwny wokal Glühmanna.
Jest na tej płycie wiele smutku i zadumy (Message From The Past), nie brakuje także bezsilnej, ale pełnej furii pasji (Forgotten Virtue). Dramatyzmu dodają rozlegające się od czasu do czasu w tle odgłosy kłótni (np. Questions) – pełne negatywnych emocji krzyki, które bardzo długo potrafią wywoływać dreszcze.
Czasa mimuzyka Sylvan łagodnieje, nabiera charakteru niemalże ilustracyjnego – utwór No earthly Reason z powodzeniem mógłby pełnić rolę muzyki filmowej. Na Posthumous Silence znalazło się nawet miejsce na potencjalny przebój – myślę, że subtelna, bardzo zgrabna kompozycja A Kind Of Eden mogłaby zagościć na falach stacji radiowych. Najjaśniej świecącą perełką na płycie jest jednak znakomity utwór Answer to Life: nieśmiały spokojny wstęp, świetny refren później lekko zadumana instrumentalna partia zwieńczona kolejny raz motywem przewodnim.
Niektórzy słuchacze zarzucają albumom koncepcyjnym, iż ich przekaz i tekst przesłania nierzadko ubogość muzyki.
Moim zdaniem, można by zmieścić The Wall w trzyminutowej piosence - nie ma powodu, aby rozdymać tą historię do rozmiarów pieprzonego albumu. – w ten sposób wypowiedział się niegdyś o płycie Pink Floyd Bob Geldof. Być może znajdą się tacy, którzy w ten sposób podsumują album Posthumous Silence. Nigdy się z nimi nie zgodzę.
Tą płytą można bez problemu delektować się ignorując teksty, a znakomity głos Marco Glühmanna traktując jedynie jako kolejny instrument. Zaznajamiając się z tekstami będziemy jednak mogli sięgnąć głębiej, zanurzyć się w pokłady emocji zgromadzone na Posthumous Silence.
Dźwiękową podróż bo zakamarkach duszy utraconego dziecka, wieńczy przepełniona smutkiem kompozycja tytułowa. Jej końcówki nie wypełnia żaden dźwięk. Pozostaje tylko cisza. Pośmiertna cisza. Przerwijcie ją natychmiast!
P.S. Gdy pisząc tę recenzję zajrzałem na oficjalną stronę zespołu, znalazłem tam bardzo smutną informację. Po nierównej walce z rakiem, zmarł Julian - młodszy brat basisty Sylvan Sebastiana Sarnacka. Niech spoczywa w pokoju. [']