Oprócz działalności w grupie Moonlight Comedy, Simone Fiorletta realizuje się w działalności solowej. My Secret Diary jest trzecim krążkiem podpisanym jego nazwiskiem. O ile w macierzystej formacji Fiorletta eksploruje krainę prog metalu, to na swym ostatnim solowym krążku pokazuje, że interesują go także inne gatunki muzyczne. Metalu wszelkiej maści na tej instrumentalnej płycie jest bowiem niewiele.
Najważniejszym instrumentem na My Secret Diary jest oczywiście gitara (zarówno elektryczna jak i akustyczna), na której Fiorletta grać potrafi świetnie – o tym nie trzeba nikogo przekonywać. Pozostałe instrumenty schowane są na drugim planie, choć od czasu do czasu wyróżnia się brzmienie klawiszy, na których gra Andrea Da Paoli (Labirynth).
Na szczęście (przynajmniej według mnie) Włoch nie popisuje się mnóstwem technicznych galopad, czy zwariowanych solówek. W przeważającej części stawia na melodie i budowanie klimatu. Najlepiej udało mu się to w dwóch kompozycjach: Welcome, Anita! oraz You Are My Past, Present, Future. Pierwsza z nich rozpoczyna się delikatną „dyskusją” akustycznej gitary z klawiszami. Po chwili wplata się w nią gilmourowska solówka. Z kolei You Are My Past, Present, Future pozwala usłyszeć, że Simone Fiorletta inspiracji szukał także w twórczości Mike’a Oldfielda. Kolejna nieśpieszna solówka, odgłosy w tle, „elektroniczny klimat” i jeszcze nieśmiałe brzmienie klawiszy. Udany utwór.
Wracając zaś do bardziej energicznych taktów i tzw. technicznego grania - znaleźć je można chociażby w otwierającej album kompozycji A Day In California. Fiorletta nie zawahał się także wpleść w „swój tajemny dziennik” muzycznego żartu w postaci utworu Brawl in A Saloon. Pokręcona, „westernowa” melodyjka przeplata się w nim z połamaną, energiczną i bądź co bądź także na swój sposób taneczną ;-) partią elektrycznej gitary.
My Secret Diary to album zróżnicowany. Fiorletta próbuje odnaleźć się w kilku gatunkach muzycznych. Wychodzi mi to raz lepiej, raz gorzej – w żadnym miejscu nie proponuje nam jednak chałtury. Pewnie każdy znajdzie na tym albumie swoje ulubione „momenty” – ja takowe znalazłem, ale muszę też przyznać, że jako całość po pewnym czasie płyta Fiorletty może być trochę nużąca.
Nie da się ukryć, że Włoch znakomicie gra na gitarze, ale przydałoby mu się także trochę więcej odwagi w budowaniu kompozycji. Na My Secret Diary nie wychylił się ani razu poza rejony eksplorowane już wielokrotnie przez innych gitarzystów. Trzeba jednak przyznać, że efektem jest całkiem niezły album, który z pewnością przypadnie do gustu zwolennikom instrumentalnych brzmień.