Ocena:
8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
25.09.2005
(Recenzent)
XIII Stoleti — Ztraceni V Karpetech
Doskonałość. Od samego początku doskonałość. Muzyka, na którą czekałem bardzo długo. Płyta do tej pory prawie nie do zdobycia w naszym komercyjnym kraju. A spróbujcie, drodzy czytelnicy, zapytać o Trzynaste Stulecie w sklepie muzycznym. No dobra, nawet w Dobrym Sklepie Muzycznym (oczywiście z dwoma, może trzema wyjątkami). Nic z tego. Nie znajdziecie. Za to w Czechach. Bez większego problemu.
Vampires to przepiękny, żywiołowy utwór z mocnymi gitarami i szalenie żywą perkusją. Dzwony niosą ciemność nocy. Czarne czasy nadchodzą, nadchodzi koniec wieku, triumf śmierci nad życiem. Przez Karpaty biegną słudzy nocy, wilkołaki już tu są. Czarny jeździec, władca nocy.... Czegóż więcej można oczekiwać, będąc fanem tego gatunku. I piękna solówka gitary wraz z towarzyszącą jej twardą sekcją.
Vampires, Vampires,
Vampires, Vampires
Vlci Zena – Wilczyca. Wilczyca wraz ze swoim stadem przedziera się przez leśne pustkowia w Karpatach. Oczywiście nocą. Pięć minut grozy i trwogi o własne życie. Ciekawe, nisko nastrojone gitary, grające swoje stałe i dość długie fragmenty klawisze. Vítr z Karpat to romantyczny utwór o miłości. O miłości, która zdarzyła się w Karpatach. O pocałunkach. O wietrze, które owe pocałunki niesie w daleki świat.
Kolejny utwór to coś dla miłośników horrorów. Candyman jest szybkim, rytmicznym, ale wcale nie wesołym utworem. Fajne przejścia gitary i basu i obowiązkowe solo – tym razem na klawiszach. Ruda plama, słońce krwawi. Czarne oczy Zombie są. Postać Candymana ukryta pod peleryną. Maska śmierci, potęga voo-doo. Czarna moc jest nad tobą, Bractwo nocy już cię nie wypuści, klątwa jest wieczna.
Candyman, Candyman
Black Nosferatu
Tym samym skończyło się miłe słuchanie. To znaczy, dla mnie jest coraz milej, ale od tego momentu będzie coraz posępniej. Dùm Kde Tancí Mrtví – długa posępna, niesamowicie wolna kompozycja. Nisko nastrojone gitary, jednostajny, monotonny rytm perkusji – lekka zmiana tylko podczas refrenu. Potworne są te zwrotki. Mistrz Wagner z pewnością byłby zachwycony, mogąc to usłyszeć. Tymczasem zachwycony jestem ja. Pod koniec pojawia się świetna gitara i mocny dzwon, który bije ostatnim ocalałym. Utwór następny, Testament, jest jakby kontynuacją swojego poprzednika. Równie powolny, mroczny i dołujący. Choć mi osobiście bardziej się podoba ze względu na długie partie czystego czeskiego języka, śpiewane przez Petra Stepana. Podział na bohatera i narratora – niczym w prawdziwej powieści. Kronikę swą spisałem krwią. Nosferatu. W środku pojawiają się smakowite przerywniki (gitara, bas i perkusja). A pod koniec dziwaczny dodatek z klawiszy.
Elizabeth to wstrząsająca opowieść o krwawej hrabinie Batory. Rozpoczyna się organami z kościoła, po wstępie zmiana, pojawia się cichy i spokojny głos narratora. Potem Czarna Orchidea – ścianą dźwięku atakują nas pozostałe instrumenty. Poza opowieścią w zwrotkach, refren tego utworu rozkłada mnie na atomy. Potężne gotyckie brzmienie, mocno przesterowane gitary, chórek wokalny i czyściutka gitara akustyczna. Fenomenalne rozwiązanie. Po zwrotkach i refrenach następuje cisza, wracają klawisze i już przeczuwamy, co będzie za chwilę. Wszystkie instrumenty, wściekle grają ostatnią pieśń dla Elizabeth.
Elżbieto, twa krwawa droga
jest grzechem w obliczu Boga.
Zmarszczek czasu na twarzy nie znajdziesz już...