01. Castel Argis [00:48] 02. Metropolis [06:14] / 03. Fatherland [05:54] 04. Svátek Hladových [04:39] 05. Bela Lugosi Is Dead (I Am Dracula) [08:04] 06. Stonehenge [03:41] 07. Hvìzdy Chtìjí Patøit Tobì [03:49] 08. London After Midnight [05:35] 09. Absinth [07:25] 10. Hindenburg [03:12]
Całkowity czas: 49:14
skład:
Pavel Štepán - perkusja;
Ollie Ryšavá - klawisze;
Martin Soukup - gitara basowa;
Petr Štepán - śpiew, chóry, gitara, klawisze
XIII Stoleti — Metropolis (Gothic Horizon To New Millenium)
Po ponad półtora roku siostra (THNX Agatha) oddała mi wreszcie płytę, zapowiadającą przełom tysiąclecia według czeskich gotów. Tym samym spowodowała, iż trzy następne dni poświecone były tylko zamierzchłej przeszłości. Był to czas Trzynastego Stulecia.
Króciutkie intro przenosi nas w przeszłość, do warownego zamku, gdzie na targowisku krzyczą kupcy, płaczą dzieci, rżą konie. Nadchodzą zbrojni, miarowym równym krokiem, bije dzwon. Rozlegają się fanfary Metropolis – do miasta wjeżdża władca. Jest inaczej niż na poprzednich płytach. Większa ilość syntezatorów, pulsujący rytm i dłuższe utwory. Fantastyczny śpiew Petra Stepana, do tego mocny, niski riff. Już wiemy, co nas może czekać dalej. Przeszłość, wilkołaki i przede wszystkim zbrojni. Ciekawostką jest marszowy werbel potraktowany jako solo już w pierwszym utworze.
Tak, to Metropolis
Przed nami miasto snów
które wyśniliśmy
Fatherland rozpoczynają pieśni mnichów i prześlicznie brzmiące klawisze Ollie. Po chwili rozlega się śpiew. Makabryczny, niezrozumiały i idealnie wyważony Petr. Po latach tułaczki powróciliśmy do Kraju Ojców. Nie jest tu może wesoło, ale to nasz dom. Pojawia się oczekiwana psychodeliczno-gotycka, przesterowana solówka. Niesamowite wrażenie. Według starych legend w tym mieście ukrywa się wilkołak (zarażony likantropią), gdy czas się skończy (koniec wieku) nastanie nowa epoka.
Svátek hladových to prześliczna, mroczna ballada o trzynastej komnacie w zamku, gdzie jest ich dwanaście. O postaci, która w tej komnacie ukrywa się przed światłem dnia. Tutaj jest tylko głos Petra i kilkudźwiękowe frazy gitary. Choć pojawia się też cichutki klawisz...
Bela Lugosi is dead (I am Dracula) to cover zespołu Bauhaus. Utwór rozpoczyna się odgłosem taśmy kinowej i wypowiedzią Hrabiego Drakuli. Padają słowa I’m Dracula i otacza nas strach. Równe, opętańcze dźwięki perkusji, burza, grzmoty, nocne ptaki. Przeplatane wypowiedziami Beli Lugosiego. Świetnie zaśpiewany, długi utwór, pogłosy, duchy z oddali. Rosnące napięcie i jaka radość i przestrach jednocześnie, że „Bela undead”
White on white translucent black capes
Back on the rack
Bela Lugosi’s dead The bats have left the bell tower
The victims have been bled
Red velvet lines the black box
Bela Lugosi’s dead Undead undead undead
The virginal brides file past his tomb
Strewn with time’s dead flowers
Bereft in deathly bloom
Alone in a darkened room
The count
Bela Lugosi’s dead
Undead undead undead
Oh Bela
Bela’s undead
Stonehenge jest prostym, rytmicznym utworem, z duża ilością klawiszy i kaczkowatego (wah-wah) basu. Utwór ten mógłby być pieśnią wilkołaków, tańczących po należnej im uczcie, przy świetle ogniska, oczywiście o północy. Dzbany z winem, śpiewy dziewcząt opętanych przez likantropię i oczywiście gość specjalny „Czernyj Lucifer”
Hvezdy Chteji Patrit Tobe to piękna ballada o niedokończonej miłości. Znów Petr i tylko tym razem czyściutkie, mocne, płaczliwe pianino. Miłości platonicznej, bo jakże wilkołak może kochać księżniczkę (czy też zwykłą dziewkę). Ludzie by na to nie pozwolili, więc tylko wzdycha. Gdy wszyscy idą spać, on wychodzi spod ziemi i marzy o ukochanej. Patrzy na nią jak śpi, choć chciałby patrzeć na nią w zupełnie innym miejscu.
London After Midnight to przebój. A raczej stałby się nim, gdyby zespół nie był niszowy. Mocne riffy, opętańcza prędkość, ciężkie klawisze i angielskie słowa. Spotkałem się z opinią, że Petr zaśpiewał fatalnie, nieczysto i ze złym akcentem. Muszę się całkowicie z tym nie zgodzić. Ten angielski jest...czeski. Po prostu. Jest inny i wcale nie musi być oxfordzki. Po za tym występuje tu nazwisko jednego z moich ulubionych pisarzy, Edgara Allana Poe, co powoduje, że utwór jest dla mnie czymś więcej niż tylko piosenką. Mamy też kolejne solo, po raz kolejny świetnie zagrane jednocześnie gotycko i rockendrolowo.
London after Midnight
London after Death
London after Midnight
Castle of the Death
Come on, you’ll see me now…
Absinth – ten alkohol mnie upaja. Tak samo jak utwór. Rozpoczyna się jak muzyka do serialu z Karaibów, ale to tylko zmyłka, żeby nas złapać w macki czasu. Niskie, potwornie niskie klawisze, niskie gitary. Składnica Absyntu. Mroczny, jakby z czeluści piekielnych dochodzący wokal. Stracona Generacja. Ollie Rysava, nie dość, że jest śliczną kobietą, to jeszcze potrafi stworzyć wspaniały nastrój, gdzie klawisze nie są jedynie dodatkiem. W krainie piekła obraz Hieronima Boscha – słuchanie tego utworu w dzień jest profanacją. Musi być ciemno, mroczno, do tego dymiące świece i stracona dusza: ten słodki absyntPłyta kończy się dłuższym outro, czyliHindenburg. Czy jest to niemieckie miasto? Czy też wielki sterowiec (LZ-129 Hindenburg to niemiecki sterowiec pasażerski. Wraz z bliźniaczym LZ-130 Graf Zeppelin II był największym sterowcem w historii)? Czy może to żołnierz niemiecki (Generał marszałek polowy von Hindenburg)? Myślę, że chodzi tu o Zamek Hindenburg. Na pewno w miejscu zamku istniało wcześniej założenie drewniane. Nieznana jest data wzniesienia elementów murowanych. Pierwsze wzmianki o miejscowości pochodzą z końca XIII wieku, kiedy jej właścicielem był Fryderyk von Hindenburg. Nie wiadomo, czy to on wzniósł zamek czy raczej jego następcy. Jedynym z możliwych dziś do rozpoznania elementów zamku była kamienna wieża wzniesiona na planie kwadratu o boku ponad 9 metrów. Kopiec, który pozostał po warowni znajduje się dziś w obrębie dworskiego parku we wschodnim skraju wsi. Można na nim znaleźć resztki murów wspomnianej wieży. I ten krzyk umierającego w wieży...