Ocena: *
Panowie Floyd - musicie być szaleni, by się porywać na nagranie koncept – albumu w okresie największej rewolty punkowej. Trzeba się puknąć w czoło – kto będzie chciał słuchać 3 (słownie: trzech) nagrań. I to w dodatku kilkunastominutowych. Dziwnie zatytułowanych i jeszcze dziwniej skomponowanych.
„Pigs on the Wing”. Miniaturka, podzielona na dwie części, gitara akustyczna i te kilka powtarzających się akordów G, C, Csus4, C. Wersja koncertowa tego nagrania jest dużo ciekawsza. Wystarczy posłuchać któregoś z lepszych bootlegów z trasy Animals (np. z Montrealu, 6 lipca 1977 roku), gdzie pojawia się solo gitarowe, melodyjne i wyważone. To jednak tylko wstęp. Płyta Animals zaczyna się od drugiego utworu. A ściślej zaczyna ją David Gilmour, znowu dźwiękami gitary akustycznej. Znowu te kilka akordów, jak zwykle u Gilmoura DG itd. Trochę przypomina ten fragment amerykańskie granie ze szkoły Crosby Stills Nash & Young. Wykrzykując tekst o tym, że „musisz być szalony” śpiewa na granicy krzyku, ten przekaz jednak ma być szorstki i odarty z łagodności. Zabawne – ten utwór, ze zmienionym tekstem, fani poznali znacznie wcześniej. Jako „Gotta Be Crazy” grany był na koncertach długo przed wydaniem… Wish You Were Here.
Uwaga: jeśli znużyły cię te szczegóły, zawsze możesz wrócić do innej recenzji, klikając tutaj.
„Dogs” zbudowany został w klasyczny dla muzyki artrockowej sposób. To jakby dwa / trzy utwory połączone w całość. Wspomniana rockowa jazda a’la CSN&Y, po czym zwrot akcji w kierunku melodyjnego rocka z długim solem gitarowym granym jako przeciwwaga śpiewanego tekstu. I znowu piosenka na sam koniec.
“Pigs (Tree Different Ones)” to zmiana nastroju. Jest … ostrzej. Utwór oparto na bluesowym schemacie, a za sprawą gitary Davida Gilmoura dostajemy – wygładzony przez studio – a w rzeczywistości ostry jak żyleta bluesowy kawałek – rockowe granie w klasycznym wydaniu. Muzycznie - niczym nas nie zaskakuje – znowu to piosenka, okraszona solówka – ale za to jak piękną – gitary.
„Sheep” jest w tym zestawie najbardziej przystępne. Może dlatego, że i melodyka i tekst są łatwiejsze w odbiorze. Tak pewnie miało być. W końcu tytułowe owce muszą zrozumieć wszystko od razu – nie powinny zbyt wiele czasu poświęcać na myślenie. Choć z drugiej strony wykorzystany w tekście utworu fragment Psalmu 23 zmusza do refleksji. Nad światem i sobą samym.
„Sheep” to utwór, który fani znają z wykonań koncertowych. Wcześniej zatytułowany „Raving and Drooling” powstał mniej więcej w tym samym okresie, co „Gotta Be Crazy”.
Animals jest płytą, która nie zaskakuje. Dotyka każdego z nas. Muzycznie – bo wyznawcy punk rocka mają kolejny powód, by nienawidzić Pink Floyd, a fani art-rocka postawią ten album w swoim mauzoleum piękna. Niby Waters nie wskazywał bezpośrednio na inspirację Folwarkiem Zwierzęcym Orwella, ale jednak treść tekstów mówi sama za siebie.
Cóż jeszcze można napisać o Animals? Że – jeśli znane są wam inne dzieła Pink Floyd, ta płyta wyda wam się dziwnie surową. Dźwięki instrumentów spłaszczono, aby uzyskać brzmienie przywodzące na myśl świat, który nie istnieje. Promocja płyty odbyła się w nieczynnej już wówczas londyńskiej elektrowni, a zespół wyruszył w trasę koncertową. To podczas tej trasy miały miejsce te zdarzenia, których efektem był idea Ściany odgradzającej artystów od publiczności. Wtedy Waters krzyczał na publiczność, by się zamknęła, bo on próbuje zaśpiewać piosenkę! Wtedy ponoć splunął na publiczność…
To wreszcie płyta, która okazuje się być bardzo entuzjastycznie przyjmowana przez osoby, które… nie mianują się wielbicielami Pink Floyd. I myślę, że to jej największa zaleta.
Posłuchajcie i niech was więcej nie zwiodą kolorowe reklamy nowego wspaniałego świata. On… nie istnieje.