Dotychczas recenzowałem wyłącznie nowości, ale Dobas
swoim encyklopedycznym zapałem przekonał mnie, że warto przedstawić także
te trochę starsze, a nie wszystkim znane klasyczne pozycje art-rockowe.
A więc zaczynamy - na pierwszy ogień mistrzowskie dzieło sześciu młodych
Szwedów z roku 1992. Ten album był niesłychanym wydarzeniem na mocno podupadłej
scenie progresywnej początku lat 90-tych i bez cienia przesady można powiedzieć,
że zapoczątkował art-rockową "szwedzką falę", która szybko rozprzestrzeniła
się po całym świecie. Okazja do jego przypomnienia jest tym większa, że
niedawno płyta została wznowiona przez firmę Mellotronen z dodanym utworem
bonusowym, dzięki czemu ponownie można ją zdobyć. Poprzedni nakład został
wyczerpany już kilka lat temu.
Najkrócej mówiąc, Hybris to wspaniałe połączenie art-rockowej tradycji
King Crimson, Yes i Genesis z oryginalnym, mrocznym, skandynawskim klimatem.
Już pierwsze takty Jordröka, delikatnie zagrane na fortepianie
zapowiadają coś niezwykłego. I rzeczywiście, przed nami wielka podróż
przez całą paletę barw i nastrojów, trwająca dokładnie 44 minuty. Trudno
opisywać płytę utwór po utworze, bo w ten sposób możnaby napisać całą
książkę. W zasadzie każdy z czterech utworów zawiera pełną skalę progrockowej
dynamiki. Wszystkie użyte instrumenty, a więc gitary elektryczne i akustyczne,
bas, instrumenty klawiszowe (w tym mellotron i organy Hammonda), flet
i perkusję, można tu spotkać chyba we wszystkich możliwych konfiguracjach.
Delikatne arpeggia gitary klasycznej, melodie fletu, pieszczotliwe lub
wręcz przeciwnie, monumentalne wejścia na organach, czy wreszcie dynamiczna
gra całego zespołu, w każdym momencie muzyka bez pudła wyzwala pożądane
emocje i buduje niesamowity klimat, od którego nie sposób się oderwać.
Obok typowo szwedzkiej zdolności do tworzenia paracrimsonowskiego, mrocznego
klimatu, muzyka Anglagard wyróżnia się innych zespołów z tego kraju niezwykłą
gęstością i obfitością trudnych, skomplikowanych partii instrumentalnych.
Ich doskonałość potrafię porównać tylko do Yesowego Close To The Edge.
Tego typu arcydzieł można słuchać na dwa sposoby - wtapiając się we wszechogarniający
klimat albo dokładnie śledzić błyskotliwe poczynania instrumentalistów.
A wszyscy muzycy Anglagard są mistrzami w swoim fachu. Brak im tylko dobrego
wokalisty. Na Hybris skromne partie wokalne pojawiają się tylko
w dwóch utworach, i choć Tord Lindman (grający poza tym na gitarze) nie
imponuje zbytnio możliwościami głosowymi, to w każdym momencie pasują
one do muzyki.
Sądzę, że dla większości z tych, którzy posiadali już tą płytę (ja miałem
tylko kopię), możliwość usłyszenia jeszcze jednego utworu Anglagaardu
będzie wystarczającą pokusą, żeby sięgnąc po to remasterowane wznowienie.
Ganglat Fran Knapptibble to wczesna wersja utworu Skogsranden,
zamieszczonego na następnej płycie zespołu pt. Epilog. Sygnalizuje
on rozwój zespołu w stronę bardziej skomplikowanej i eksperymentalnej,
a zarazem mniej melodyjnej muzyki, która pojawiła się rok później na Epilogu
- płycie również znakomitej, ale... już nie tak fascynującej. Potem ukazał
się już tylko album koncertowy Buried Alive i zespół rozwiązał
się. Hybris pozostał ich najważniejszym dziełem, w którym idealnie
równoważą się melodia i dysonans, nastrój i technika, łagodność i energia....