Shadow Gallery to jeden z "flagowych" zespołów firmy Magna Carta, specjalizującej się w tzw. prog-metalu. na swojej trzeciej płycie muzycy dokręcili jeszcze progresywną śrubę. Większość kompozycji wypełniona jest po brzegi technicznymi popisami instrumentalistów, szybką gitarową jazdą i zmianami tempa - jednym słowem, progresywnym kombinowaniem w czystej postaci. Wyznawcy takich łamigłówek powinni więc być zachwyceni, bo i pod innymi względami (produkcja itp.) płyta jest doskonała. Dla mnie Shadow Gallery wpada jednak we własne sidła. Płyt a trwa 74 minuty i wysłuchanie jej w całości mocno męczy. Wszystkie te ich fajerwerki po pewnym czasie wydają się bardzo schematyczne, zaś słuchacz zadaje sobie pytanie: "Po co oni się tak męczą?". Brakuje w tym wszystkim jakieś ikry bożej, i sześciu grajków z Shadow Gallery jawią się raczej jako sprawni rzemieślnicy, niż prawdziwi artyści. Zapewne jest to kwestia kompozycyjnej oryginalności, a raczej jej braku. Widać to szczególnie we fragmentach wolniejszych i bardziej melodyjnych, które powinny być przyjemnym oddechem po ostrym grzaniu - niestety są one nudne i poskładane z wielokrotnie ogranych klocków. Wielu z Was pewnie wydaje się, że marudzę, no cóż, faktycznie, zaprzysięgłym fanem metalu, czy też prog-metalu nie jestem, ale... takie kapele jak Dream Theater na wczesnych płytach, czy chociażby opisany obok Liquid Tension Experiment potrafią mnie zadowolić. Shadow Gallery jest jednak tylko jednym z wielu podobnym zespołów, którym brakuje własnego oblicza.