Fish - nowa płyta ... Tradycyjnie żywiej pewnie zacznie bić serce większości progresywnej braci. Czy powinno ? Spróbuję na to odpowiedzieć. Nasz kochany Szkot (tu "nieopatrznie" zdradzam swój stosunek ideowy do opisywanego gościa) ma tradycyjnie wysokie notowania wśród polskich fanów muzyki nazywanej progresywną.Grał, a raczej śpiewał w zespole do dziś owianym legendą, więc chcąc nie chcąc ciągnie za sobą ten ogon. Zresztą podobnie jak Ten Zespół. I podobnie jak Oni próbuje zrobić wszystko, by się od cienia płaczącego błazna uwolnić....
Fellini Days. Pierwsze informacje dotarły do mnie gdzieś w połowie ubiegłego roku. Że są przymiarki do nowej płyty, że tytuł będzie taki, itp. No cóż - pomyślałem sobie - pomysł na płytę jest pierwszorzędny. Temat rewelacyjny, tytuł brzmiący równie mistycznie co Misplaced Childhood. Forma artysty ? Płyta poprzednia - Raingods With Zippos plus poznański koncert utwierdziły mnie w przekonaniu, że forma wróciła i jest wielka. Troszkę się obawiałem, czy aby Fellini Days nie będą nieszczęsnym krokiem ku kontunuacji Raingods, a zwłaszcza suity Plaque Of Ghost. Teoretycznie byłoby to najbardziej logiczne posunięcie i nie wierzę, aby większość fanów była tym rozczarowana. No dobra, ja tu sobie gdybam i gadam (skrzywienie zawodowe) a wy czekacie na recenzję płyty. Zaczyna się przepięknie. Od dziewięciominutowego utworu "3D". Zaczyna się jak taka zwykła fish'owa balladka, ale ... Próbowałem odszukać właściwe skojarzenie tego nagrania. Pomógł mi w tym koncert. Mogę teraz powiedzieć, że utwór ten niesie ze sobą całe piękno rocka symfonicznego z lat 70 - tych, cudną melodię, doskonały tekst, no i tę część instrumentalną, która ma pokazać live, że to grają Artyści. Nie rzemieślnicy. Że wysnuty temat można poprowadzić w każdym kierunku, improwizować i wrócić do rzeczywistości. Choć po tym powrocie nic już nie będzie takie same. Trochę pachnie mi tu karmazynem, ale tylko trochę. Dalej na płycie mamy kompozycje "So Fellini" i "Tiki 4" (co za tytuł powiecie, i racja), które są bardzo zwartymi utworami i jako takie sprawdziły się idealnie na koncercie. "Our smile" to nagranie bardzo lansowane w radiu i słusznie. Nie wiem, czy to przez przypadek, czy w sposób zamierzony, ale Fish'owi wyszło spod pióra Kayleigh vol. 2. "Long Cold Day" niesie za to straszny ładunek ekspresji. Wyrażony głównie zgrzytającą gitarą Wesley'a - dawno nie słyszałem tak ostrego muzycznie utworu Fish'a. Chyba najbardziej mnie zaskoczyło to nagranie. Gdy się kończy nadchodzi chwila uspokojenia i jakby przeniesienia klimatu Raingods - pojawia się "Dancing In Fog". Ostatnie dwa nagrania to już prawdziwy wielki finał. Doskonały tekst "Pilgrim's Addres" koresponduje tu z klasycznym dla tego rodzaju muzyki sposobem budowania napięcia. No i do tego "Clock Moves Sideways". These are Fellini days śpiewa Fish wplatając w ten tekst słowo, od którego żywiej bije nam serce. Fellini days - Fugazi. I tak jest rzeczywiście. Dostajemy od Mistrza dzieło skończone niczym filmy Felliniego. Stawiające pytania, opisujące rzeczywistość w specyficzny sposób. Pewnie z założenia miała to być muzyka, którą od rocka progresywnego dzielą oceany. A tu okazuje się, że jest odwrotnie, mamy prawie-że koncept album, ze wszystkimi elementami "naszej muzyki". Podane świeżo, w prosty sposób. I bez cienia poprzednich płyt wlokących niczym zmora za plecami. Przyznam szczerze, że bałem się jak cho...ra tego, co usłyszę po odpakowaniu paczki ze Szkocji. I dobrze. Nadciągają Fellini days, a więc nic już nie będzie takie samo.
p.s. Paczuszka ze Szkocji przyszła strasznie potrzaskana. Opakowanie na 2CD zawierało jedną "blaszeczkę" ! Pomyślałem sobie - "buchnęli mi drugą płytę !". Na szczęście tak się nie stało - płytka przyjdzie za parę miesięcy, jak fani zdecydują, co ma zawierać.