- No i co tam u Naczelnego? – zapytała Tośka zanim jeszcze zdążyłem zdjąć kurtkę.
- Ugościł mnie pizzą i colą! – pochwaliłem się.
- Uuu, grubo – Tośka pokręciła łbem z niedowierzaniem – dobra była?
- Pizza czy cola? – niedomyślnie zapytałem
- Nie, marmolada – fuknęła moja sunia – Pewnie, że pizza. Cola jest ohydna, raz się napiłam i potem brzuch mnie po niej bolał.
- Dobra była, nawet dwie do wyboru było.
- A z czym?
- Nie pamiętam, jak to pizza – ze wszystkim po trochu.
- Mogłeś coś psu przynieść
- Nie było na wynos.
- Szkoda. A co mówił ciekawego?
- Niespecjalnie. Ale powiedział, że moglibyśmy coś się z pisaniem uaktywnić.
- Ty byś się mógł uaktywnić – poprawiła mnie Tośka – Ja mu żadnego cyrografu nie podpisałam.
- Mógłbym, tylko nie bardzo wiem, o czym miałbym pisać – skrzywiłem się
- Brak tematów?
- Raczej nadmiar. Dawno nic nie pisałem, a wyszło sporo fajnych płyt, nie wiem od której miałbym zacząć.
- A masz już swoja ulubioną płytę 2022 roku?
- No mam. A wiesz, to jest słuszna koncepcja – ożywiłem się
- No i co, jaka to?
- Nowe The Future Sound of London.
- Coś takiego…
- Coś ci się nie podoba?
- Nie moja muzyka – skrzywiła się – Nie przepadam za elektroniką, wolę coś konkretniejszego. Ty mi powiedz, czym się różni dobra płyta z elektronika, od złej płyty z elektroniką – przecież to wszystko to to samo.
Westchnąłem.
- Nie Tośka, nie wszystko to to samo. To jest sprawa bardzo osobnicza. Po pierwsze musisz lubić takie klimaty, a potem jakoś tak samo ci się układa, że to tak, a tamto nie – jak to już kiedyś tu pisałem – chodzi o dźwięki trącają pewne struny w twojej duszy – jeśli trącają to są dobre, a jak nie trącają, no to nie są. To jest bardzo intuicyjne.
- Właśnie widzę. Czysta metafizyka.
- Nooo, w jakimś sensie tak.
- No to nowy FSOL musiał na strunach twojej duszy zagrać niezły koncert, jeśli ci się tak spodobał. Chociaż nie są to twoje ulubione klasyczne, elektroniczne smęty ze szkoły berlińskiej. To ma dużo młodszy rodowód.
- Dokładnie – scena klubowa końca lat osiemdziesiątych – acid techno, acid house, ambient, trip-hop. Trochę mnie ta nowa płyta zaskoczyła, bo jest w tym całkiem sporo melodii – chociażby „Hopiate”, który mógłby być singlem. Może dlatego „Rituals” trochę przypomina Amorphous Androgynous. Brzmieniowo też, bo gdzieniegdzie to i psychodelię słychać. Ale tego się czepiać nie będę. W ogóle niczego nie będę się czepiać. Może jedynie trochę szkoda, że już nie ma wiele więcej takich „przebojowych” utworów jak „Hopiate”. Tylko, że nie za to kochamy FSOL. Oni są od tworzenia specyficznego klimatu przy pomocy specyficznych dźwięków. Niekoniecznie tworzących jakieś konkretniejsze melodie. Mogą to też być logicznie zbudowane, dźwiękowe konstrukcje. Właśnie – nie musi być melodii, ale musi być logika, jakiś pomysł, myśl przewodnia.
- Myśl przewodnia…
- Ponoć jest to pierwsza od pięciu lat płyta FSOL z całkiem nowym materiałem. Ponoć, bo nie wiem na pewno. Aż tak dobrze obeznany z ich twórczością nie jestem.
- Tytuł jakiś dziwny, jak programu komputerowego.
- Trochę tak, ale da się dość prosto wyjaśnić. E7 to siódma część cyklu „Environments”, a Rituals i 001 – pierwsza część trylogii Rituals. Czyli pierwsza z trzech części siódmej części. Proste.
- Proste.