Naczelny długo i upierdliwie jęczał mi nad uszami, żebym wziął tego Stana do zrecenzowania. Uprzedziłem go lojalnie, że mogę cały zespół zemleć razem z tym krążkiem, instrumentami i menagemantem. Był na tyle zdesperowany, że stwierdził, że mu to osiem. Ale dodał też, że wydaje mu się, że nie zmielę, bo raczej mi się to spodoba. Ostatnio miał nawet dobrą rękę, to kto wie?
Nie do końca moja kupka herbaty ze względu na wyraźnie słyszalne wpływy nu-metalowe (nie cierpię nu-metalu), ale jako, że Naczelny kazali, potraktowałem to z należytą powagą. Ponieważ jest to zespół na dorobku, początkujący, dopiero próbujący się przebić do szerszej świadomości, trzeba też wziąć pod uwagę nie tylko samą muzykę. Nawet jeżeli ta nie przypadła mi do gustu (bo niespecjalnie) wypada też zwrócić uwagę na inne rzeczy.
Po demówkach absolutnych debiutantów absolutnie nie wiadomo, czego można się spodziewać. Może być to koszmarna kaszana, albo totalne objawienie. W tym przypadku na mamy do czynienia ani z jednym, ani z drugim. Chociaż było to dość przyjemne zaskoczenie. Po pierwsze realizacja – jak na demo lepiej niż dobrze, po drugie wokalista – naprawdę bardzo dobry, o mocnym, nieco zachrypniętym głosie (taka rasowa, rockowa chrypka), śpiewający ekspresyjnie, z uczuciem. Po trzecie cały zespół – fajnie gitarzyści zapodający sensowne riffy, a do tego bardzo ciekawie kombinująca sekcja rytmiczna, grająca w niezbyt oczywistych metrach, jak na dość konwencjonalne, współcześnie rockowe granie.
Podstawowym problemem Stana jest brak rasowego numeru do radia. Z tych czterech utworów, które znalazły się na tej demówce, żaden do tego się za bardzo nie nadaje. Są dobre, ale nie na tyle, żeby stać się wizytówką zespołu, rozpoznawalną od pierwszych taktów, pierwszego riffu. Powtarzam to do znudzenia – jak jakąś mantrę – jeżeli nie gra się rockowej awangardy, prog-rocka, czy ekstremalnych odmian metalu, musi się mieć w repertuarze/na płycie jakieś potencjalne single, do grania w radiu. Wiem, że w radiu teraz to puszcza się taki chłam, że groza, ale coś takiego nośnego, tak jak „Satisfaction” Stonesów, czy „Smells Like Teeen Spirit Nirvany zawsze się przyda. Na pewno potrzeba im lepszych, bardziej wyrazistych, bardziej przebojowych kompozycji. Druga sprawa do jakiej można by było, a nawet należałoby się przyczepić to teksty. Właściwie nie ich treść, tylko sprawy warsztatowe – czasami jest po prostu jest za dużo sylab, a za mało nutek. Takie łamanie frazy wychodzi sztucznie i zaburza rytm utworu.
Muszę jednak uczciwie przyznać, że Stan rokuje. Niedociągnięcia są, ale do skorygowania i można wtedy zacząć podbijać Polskę. Przydałby się taki ciężko, ale melodyjnie grający band na naszej rockowej scenie, z dobrym, rasowym, rockowym wokalistą. Takich kapel nigdy za dużo. W każdym razie – bez gwiazdek, ale z serdecznymi życzeniami na rockowej drodze życie.