Warszawska formacja Pinn Dropp zapowiada na ten rok swoje drugie pełnowymiarowe wydawnictwo. Przypomnijmy, że muzycy w 2019 roku wydali dobrze przyjęty debiut Perfectly Flawed recenzowany także i w naszym serwisie. Od tego czasu troszkę się w zespole zmieniło, bowiem na pokładzie pojawił się nowy muzyk, Mirek Skorupski, związany między innymi z White Highway, Soundforged, Polish Metal Alliance, czy King of Rock'n'Roll - Ronnie James Dio Memorial. Warto jednak dodać, że na recenzowanej tu płytce gra również poprzedni klawiszowiec, Bartek Kosiński, z którym zespół rozstał się w trakcie nagrań. Należy też zauważyć, że na koncertach z zespołem występuje gościnnie Kuba Mikulski, znany z zespołu Roan.
A to najnowsze wydawnictwo to niewielka płytka, EP albo mini-album, jak kto woli. Najważniejsze wszak, że to swoista zapowiedź nowej płyty i pokazanie kierunku, w którym grupa zmierza. Pierwotnie rzecz ukazała się w dystrybucji cyfrowej, tuż przed świętami, 23 grudnia ubiegłego roku, a dokładnie dziś ma swoją premierę w wersji fizycznej (ponoć planowany jest też winyl). Ozdobiona ciekawą okładką ..Calling from Some Far Forgotten Land przynosi niewiele ponad 24 minuty muzyki wpisanej w cztery kompozycje. W recenzji debiutu piszący o płycie Ireneusz Wacławski podsuwał takie nazwy jak klasyczny Genesis, Yes, Rush, wczesny King Crimson, nieco łagodniejszy Dream Theater czy wreszcie nasze rodzime Riverside. Przy słuchaniu tej EP-ki nie uderzają we mnie aż tak mocno te odniesienia i raczej nie wróżyłbym zespołowi sukcesu na miarę tych ostatnich (choć oczywiście tegoż życzę). Bo niewątpliwie Pinn Dropp podąża ścieżką neoprogresywnego rocka, jednak o takim bardziej zachowawczym, czy konserwatywnym charakterze. Nie jest to zarzut. Muzycy prezentują to, co im w duszy gra – różnorodne rytmicznie, wielowątkowe formy z ciekawymi figurami gitar czy instrumentów klawiszowych. Oczywiście, w dalszym ciągu ma się poczucie, że za bardzo ich ciągnie do komplikowania owej formy, przez co chwilami zmierza to do pewnej niespójności, niemniej słychać w ich graniu duże osłuchanie i muzyczną erudycję.
Całość zaczyna krótki The Call, mroczny, z ambientowym tłem i delikatną figurą gitary. Także niedługi jest promujący tę płytę Vortex, szybki, żywy, z ładnymi solowymi partiami gitary. Dwie pozostałe kompozycje to już dłuższe numery. Trzyczęściowy Cluster pachnie chwilami wczesnym Marillionem z okolic Misplaced Childhood, no i ma piękny, wzniosły refren. Zresztą kończący EP-kę Always Here też urzeka ładnym melodycznym tematem. Ta cecha, czyli atrakcyjna melodyjność, to duża wartość ..Calling from Some Far Forgotten Land. Zabrakło mi jej w większym stopniu na Perfectly Flawed, choć to oczywiście kwestia mocno indywidualna. W każdym razie, druga płyta zapowiada się interesująco. A po samą EP-kę pewnie warto sięgnąć. Będzie na to szansa już od dziś podczas wiosennego koncertowania zespołu w kilku miastach Polski. I pewnie warto się pospieszyć, bo materiał wyszedł chyba w dość ograniczonej ilości. Ciekawy jestem jak wypadnie podczas Marillion Weekend w Łodzi, podczas którego zespół poprzedzi gwiazdę ostatniego dnia imprezy.