Trudno odczuć natychmiastową radość ze słuchania „Plastic Ono Band”, debiutanckiego solowego albumu Johna Lennona z 1970 roku. Ale coś poczujesz.
Lennon, potrafił stworzyć nawiedzające, przestrzenne melodie przy pomocy niewielu środków, i ten album wydaje się być determinującą decyzją z jego strony, aby odejść od tak bujnego, pełnego brzmienia Beatlesów, jak to tylko możliwe. Działa to uderzająco i niesamowicie. Trzeba po prostu kochać muzykę aby w ogóle polubić ten album. Bo on nienawidzi twoich wnętrzności i pragnie wleźć prosto w twe myśli aby je mocno sponiewierać. Ale to nie będzie miało znaczenia. Lennon będzie miał cię po swojej stronie od samego początku w „Mother”, od brzęku kościelnych dzwonów do ostatniego pierwotnego krzyku, kiedy błaga i prosi na próżno o powrót ojca do domu: „Mamo nie odchodź, Tato wróć do domu”. Więc teraz on ma ciebie. Ale zanim pomyślisz, że jest gotów odpuścić, wciąga cię jeszcze bardziej w „Hold On”. Ta delikatnie ładna piosenka sprawia, że jest bardziej optymistyczna niż reszta albumu. John śpiewa tak jakby mówił do ciebie osobiście. „Trzymaj się John/ John trzymaj się/ Wszystko będzie dobrze/ Wygrasz tę walkę”, powtarza ten refren także dla swojej żony Yoko Ono, a potem dla całego świata. A ty mu wierzysz.
John Lennon jeszcze nie skończył. Tka tu narrację, a w „I Found Out” powraca do pierwotnego krzyku, wściekłego na cały świat materiału. Zaczyna się czystym, surowym bluesem, a gdy wokal naśladuje jego gitarowy riff, piosenka nabiera tempa. Towarzyszący Johnowi, Voorman i Starr wdzierają się z rytmem, a linia basu jest prawdziwą ozdobą tego mrocznego, ale pięknego numeru.
Mówiąc o mroku, „Working Class Hero” jest solowym folkowym występem, jest najbardziej gorzko sarkastyczną piosenką, jaką kiedykolwiek słyszałem. W tej części Lennon rzuca się na kapitalizm: „Nienawidzą cię, jeśli jesteś sprytny, a gardzą jak jesteś głupcem/ Dopóki nie jesteś tak kurewsko szalony, że nie możesz przestrzegać ich zasad”. Lennon choć nie jest ponad to, przyznaje z zakończeniem „Jeśli chcesz być bohaterem, po prostu podążaj za mną”.
Po zaledwie piętnastu minutach, jeśli uważnie słuchałeś, powinieneś być wyczerpany. Twoje życie jest w rozsypce, dzięki Lennonowi. Powinieneś raczej popełnić samobójstwo, niż dalej żyć. I tak byś zrobił, ale nie martw się – on czuje to samo, co prowadzi do „Isolation”, gdzie wreszcie wyraża nie frustrację i gniew, ale współczucie. I to nie tylko dla siebie („Tylko chłopiec i mała dziewczynka/ Próbują zmienić cały szeroki świat”), ale także dla ciebie („Nie oczekuję, że zrozumiesz/ Po tym jak sprawiłeś tyle bólu/ Ale z drugiej strony, nie jesteś winny/ Jesteś tylko człowiekiem, ofiarą szaleństwa”). Wyeksponowany na pierwszy plan piękny fortepian ciągnie tą rozpaczliwą balladę, podczas gdy rytm jest bardzo wyrafinowany i rozłożony w czasie, ostatecznie podążając ku pełnej izolacji.
Lennon chce cię teraz i używa „Remember” jako wezwania do walki. To rockowa pieśń protestu, wezwanie do niewinności, mówi, że wszystko jest w porządku. Po raz kolejny mu wierzysz.
Sześć piosenek minęło i jesteś gotowy na wszystko. Nadchodzi wybuch, prawda? Teraz się zacznie. Nerwy napięte do granic. Oto nadchodzi Lennonowski odpowiedni „A Hard Rain’s A-gonna Fall”, prawda?
Nie, nie, nie. Po wciągnięciu cię w swoje sidła, Lennon zmiękcza cię piosenką „Love”. Oto ballada wykonana przy akompaniamencie pianina. Zamiast pieśni bojowej, John serenaduje ci:”Miłość jest wolnością/ Wolność jest miłością/ Miłość żyje/ Każdy potrzebuje być miłowany”. Artysta jest teraz zainteresowany nie rewolucją, ale egzystencjalizmem, a temat ten rozwija w świetnym „Well Well Well”. Ten riff ma swoje lata, a sekcję trzeba podziwiać. Końcówka numeru, gdy krzyczy „WELLLLLLLL!” tak głośno i mocno, że właściwie można usłyszeć jak jego głos się łamie, to jest coś, co zdołało mnie przerazić. Posłuchajcie też basu Klausa Voormana podczas tej sekcji, wow, jest niesamowity. Kolejna ballada trochę utrzymana w stylu „Julia” z „White Album” The Beatles, kwestionuje to, czego ty i on właśnie nauczyliście się przez ostatnie osiem piosenek.
To właśnie teraz uderzy bomba. „God”, gorący punkt kulminacyjny historii. To tutaj Lennon potępia wszystko. Ja mówię poważnie. Łatwo jest potępić Boga czy religię ale Lennon dokłada do tego swoją przeszłość, naśladowców, przyjaciół, mentorów, prawdę i miłość. Potępia wszystko co jest fałszywie podtrzymywane jako idol. Muzyka osiąga szczyty, gdy krzyczy: „Nie wierzę w Beatlesów” i z rezygnacją mówi: „Sen się skończył/ Co mogę powiedzieć?/ Sen się skończył”. Wezwał cię do rewolucji, tylko po to, by w końcu ogłosić, że cię do niej nie poprowadzi. Co za koleś!
„Moja mamusia nie żyje/ Nie mieści mi się to w głowie/ Choć minęło tyle lat”, to krótkie wytchnienie, by odzyskać siły, by przypomnieć nam wszystkim raz jeszcze, że jest człowiekiem – i że ty też nim jesteś. „My Mummy’s Dead” trwa tylko 59 sekund, ale to jest wystarczająco długo.