Będzińska formacja Animate wreszcie doczekała się debiutu pełną gębą. No… prawie pełną, wszak na tę chwilę album dostępny jest tylko w wersji cyfrowej, ale muzycy już zapowiedzieli, że płyta niebawem zyska i fizyczną postać: jesteśmy już starzy i konserwatywni, więc będzie to wydanie w klasycznym jewelcase z 8 - stronicową książeczką, z dodatkowymi grafikami i tekstami. Faktycznie długo to trwało, bowiem już w 2008 roku recenzowaliśmy na naszych łamach 3-utworowy materiał promocyjny z kompozycjami The Law, Still Water i Lights and Shadows. Zaglądając na ich stronę bandcamp można zobaczyć, że dwa lata później artyści dorobili się niewielkiej EP-ki a w 2016 kompozycji Back To Cold.
I spoglądając na tytuły siedmiu utworów pomieszczonych na Infinite Imaginations widzimy znajome kompozycje. Można zatem powiedzieć, że długo oczekiwany debiut jest na swój sposób podsumowaniem tych kilkunastu lat wspólnego grania i tworzenia. W takich sytuacjach zdarza się często, że materiał ma charakter niespójny. W ich przypadku tak nie jest, bowiem płyta brzmi naprawdę jednorodnie i koherentnie.
Nie będę owijał w bawełnę. Warto było czekać. Bo choć materiał nie jest oryginalny i penetruje sprawdzone rewiry progresywnego metalu, to jednak prezentuje – nie boję się tego napisać - absolutnie wysoki poziom zarówno w zakresie kompozycji, wykonawstwa, jak i soczystego, selektywnego brzmienia, co w takim graniu jest istotne.
Wystarczy zresztą posłuchać otwierającego całość Threshold, którego tytuł wcale nie musi być przypadkowy, bowiem spokojnie można w nim usłyszeć inspiracje brytyjskimi klasykami progmetalu. A skoro przy nazwach jesteśmy, drugi w zestawie, Force Gravity, natychmiast przywołał mi tytuł najbardziej progmetalowego albumu niemieckiego Sylvan (choć nieco zmodyfikowany). Tu jednak podobieństw stylistycznych już nie ma. Generalnie te dwie kompozycje dobrze oddają charakterystykę pozostałych numerów. Zwykle zaczyna się ciekawą elektroniczną formą, potem uderzają masywne, ciężkie i niekiedy poszatkowane riffy a jako ozdoba pojawia się gitarowe solo. Ogromną siłą Infinite Imaginations są bardzo melodyjne i harmoniczne refreny. I tu przechodzimy do Roberta Robina Niemca, który ma doprawdy kawał głosu. Do tego - wydaje się - głosu bardziej pasującego do klimatów hard’n’heavy. A jednak ten stylistyczny kontrast między wokalem a muzyką dodaje jeszcze większej atrakcyjności.
Trudno tu cokolwiek wyróżniać, wszystko jest równie dobre. Jednak idąc za klasykiem, że ponoć „prawdziwego mężczyznę poznajemy nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy” dodam, że muzycy Animate kończą z wyjątkową klasą. Najdłuższy i wielowątkowy Pleasant Addiction z fajnie grającą sekcją rytmiczną, kapitalnym refrenem, ładnym rozbudowanym solo i ukłonami w stronę Dream Theater, Fates Warning i Symphony X robi duże wrażenie. Dla mnie to jeden z najlepszych klasycznie progmetalowych polskich albumów ostatnich lat. „Must have” dla fanów takiego grania.