O pochodzącym z Piekar Śląskich Adamie Jurczyńskim pisaliśmy już dwukrotnie. Przy okazji wydanego w 2019 roku solowego debiutu Beyond The Horizon oraz w związku opublikowanym w ubiegłym roku albumem jego solowego projektu ABYSAL Return To The Live. Okazuje się, że muzyk nie zwalnia tempa i wraz z nowym rokiem oferuje kolejne swoje solowe dzieło, My Love And My Passion.
Płytę, która przynosi wiele zmian w stosunku do poprzednich dokonań. Przede wszystkim po raz pierwszy otrzymujemy oprócz kompozycji instrumentalnych także utwory wokalne. Tym samym muzyk pokazuje się nie tylko jako sprawny multiinstrumentalista, aranżer, producent i kompozytor, ale też jako autor tekstów i wokalista. Ponadto artysta wyszedł poza standardowe rockowe instrumentarium i na płycie możemy usłyszeć saksofon, wiolonczelę, czy sitar.
To oczywiście dodaje płycie różnorodności, może jednak czynić zarzut braku pewnej stylistycznej spójności, która w istocie troszeczkę razi. Wszak album zaczyna niedługie Intro – Open Mind, klimatyczne, nastrojowe, łączące w sobie klawiszowe tło z delikatnymi smagnięciami gitary, potem mamy również spokojny i stonowany Drinks and Drive oraz smutny I Remember z jesiennymi partiami wiolonczeli. I gdy już wiemy o co w zasadzie na tej płycie chodzi dostajemy Me, Angel and Coffe – jeden z trzech wokalnych utworów, z mocnym gitarowym, wręcz metalowym riffem. Dosyć mroczny głos (i naprawdę bardzo ciekawy, aż dziwi, że Jurczyński do tej pory na swoich płytach rezygnował z wokalu) wprowadza nieco gotycki klimat. Zresztą podobny nastrój wywołuje też inny śpiewany utwór, The Lost Dream. W nim jednak mamy więcej delikatności, fajną gitarkę „chodzącą pod wokalem”, głęboki wyrazisty bas i przede wszystkim saksofonowe solo Michała Borowskiego. Ostatnia z wokalnych kompozycji – Storm In Your Soul – jest jednocześnie najdłuższym numerem w zestawie (prawie 8 minut). Z wszystkich utworów ma najbardziej progresywno – metalowy charakter a żeby było ciekawiej, otrzymujemy w nim nawet partie growlu. W cięższe gitarowe rewiry wchodzimy jeszcze wraz z chwilami transowym Baleare il vulcano oraz szybszym Up and Down. Reszta rzeczy to już więcej przestrzeni i subtelności. Przykładem tegoż niech będzie zamykająca całość Dzoana, trzyminutowa miniatura na gitarę.
Dwie twarze zatem pokazuje na My Love And My Passion Jurczyński i przez to brakuje mi tu trochę jednorodności. A może tytułowe Miłość i Pasja to symbole tych dwóch odmiennych obliczy artysty. Nieważne. Faktem jest, że to dla mnie najciekawszy album muzyka. Potwierdza na nim talent do pisania dobrych kompozycji z interesującymi i zapamiętywalnymi melodiami no i pokazuje się jako bardzo sprawny gitarzysta. Bo jednak głównie tym instrumentem stoi ta płyta. Jurczyński nie szarżuje i nie popisuje się uciekając zgrabnie od, częstego w takich przypadkach, przerostu formy nad treścią. Przez to najzwyczajniej podoba mi się tutaj sporo jego gitarowych solowych figur. Wartościowa rzecz. Siódemka z plusem.