Kilka dni temu światło dzienne ujrzało drugie wydawnictwo Synów Apolla a my jeszcze nie pisaliśmy o świeżym wszak jeszcze, tyle że już ubiegłorocznym, albumie koncertowym. Czas zatem szybko nadrobić tę zaległość, tym bardziej, że rzecz jest warta wysłuchania i obejrzenia.
Wraz z Live With The Plovdiv Psychotic Symphony supergrupa dołącza do całkiem ładnego zestawu artystów, którzy zagrali i zarejestrowali swój materiał w starożytnym amfiteatrze w Płowdiw (by wymienić tylko Anathemę, czy Devina Townsenda). Rzecz zapisano 22 września 2018 roku a grupa promowała tym występem swój debiutancki album Psychotic Symphony. Nie dziwi zatem, że płyta ta wybrzmiewa tu w całości za wyjątkiem krótkiego instrumentala Figaro's Whore. Koncertowe wersje wszystkich zeń kompozycji wypadają porywająco, soczyście i mięsiście, do tego z fajną dozą rockowej przestrzeni i brudu. No ale ich debiut jest kopalnią metalowych killerów (w przeciwieństwie do wydanego w tym roku MMXX) i nie powinno to zaskakiwać.
No dobra, ale co z pozostałym materiałem, wszak debiut trwa niespełna 60 minut, a artyści na scenie w Płowdiw zagospodarowali aż dwie i pół godziny! Odpowiedź jest prosta – reszta to naprawdę dobrej próby covery z dorobku poszczególnych muzyków, bądź rockowe klasyki. I tak słyszymy utwory Dream Theater, Queen, Led Zeppelin, Rainbow, Aerosmith i Van Halen. W każdym z nich wypadają wiarygodnie, na czele z kapitalnymi wersjami Kashmiru i Show Must Go On (brawa dla będącego w bardzo dobrej dyspozycji Jeffa Scotta Soto). Wszystko uzupełniają solowe wirtuozerskie popisy instrumentalne Billy’ego Sheehana na basie i Dereka Sheriniana na instrumentach klawiszowych. No i nie można zapomnieć o jeszcze jednym smaczku tego koncertu. Od Zeppelinowego Kashmiru, czyli od drugiej części występu, grupie towarzyszy chór i orkiestra symfoniczna, która dodaje klimatu, szczególnie coverom.
Całość sfilmowano bardzo dynamicznie, krótkimi ujęciami oddając dynamikę mocnych i agresywnych kompozycji. Z drugiej strony, głównie w od momentu pojawienia się orkiestry, nie zapomniano o wyeksponowaniu miejsca, w którym odbywał się koncert. To już frazes, ale ich ciężkie progmetalowe granie naprawdę świetnie wygląda na tle starożytnych rzymskich ruin.
I jeszcze trochę o technicznościach. Wszystko ładnie widać i słychać, gustownie też całość spakowano w gruby rozkładany digipack z czterema płytami. No właśnie, na trzech dyskach CD pomieszczono cały upakowany na DVD set, choć na trzeciej płycie mamy tylko… 18 minut muzyki. I jeszcze o drobnej nieścisłości w opisie wydawnictwa. Otóż 22 września na scenie amfiteatru grupa zagrała Floydowy Comfortably Numb. Niestety, ten piękny utwór nie znalazł się ostatecznie na płycie, choć… figuruje w zestawie utworów na albumie. Ot, taka ciekawostka. Mimo tej małej wpadki, rzecz jest absolutnie godna obejrzenia. Jedna z najlepszych koncertówek minionego roku. Polecam!