Kiedy w 2005 roku usłyszałam „Mandrake” i „Hellfire Club” nieznanego mi dotąd zespołu Edguy, nie wiedziałam, że tak ta muzyka mną zawładnie. Niemcy prezentują melodyjny do bólu power metal, a całym twórcą i mózgiem jest nie kto inny jak Tobias Sammet. Wrócę ko końcówki ubiegłego wieku i do trzeciego pełnowymiarowego albumu grupy, „Theater of Salvation”.
Na początek dostajemy intro „The Healing Vision”, po którym następuje „Babylon”, szybko mknąca petarda na modłę Helloween i Gamma Ray (swoją drogą to niemiecki power metal jest najbliższy memu sercu). Melodia płynie z głośników, Tobias wyśpiewuje coraz to ekspresyjne frazy, a gitarzyści i perkusista mu wtórują. Tak się robi prawdziwy power metalowy hymn! 6 minut klasyki! „The Headless Game” to ta sama porcja świetnego, melodyjnego metalu, choć nieco zwolniona, przystopowana, ale i tak łapie za serducho. Urocza ballada „Land of the Miracle” to kolejna pozycja na płycie. Jeśli chodzi o ballady to Edguy ma je znakomite. Nie wiem jak oni to robią, ale te pościelówy sprawiają, że można usiąść i marzyć. Tobias wyczynia ze swoimi strunami głosowymi nieprawdopodobne rzeczy. Pora wrócić do rzeczywistości i do muzyki Edguy. „Wake Up the King” to duża dawka obłędnej melodii a także wpasowanego do niej wokalu. Te niecałe 6 minut mijają szybko i zanim się słuchacz zorientuje to już zaczyna się „Falling Down”. Czyżbyśmy mieli upaść? Jeśli tak, to od razu się podniesiemy na dźwięki tak cudownego i oszałamiającego power metalu prezentowanego przez Niemców. Ale już w „Arrows Fly” muzycy dokładają do pieca, perkusista wali w bębny jak oszalały, gitary wyłaniają się na pierwszy plan, a Tobias wypada świetnie. Jak dla mnie bomba! Czegoś takiego potrzebowałam na tym albumie. Nie mogę wyjść z podziwu, że można tak szybko i płynnie grać i wydobywać ze swych instrumentów takie cuda.
W „Holy Shadows” kapitalnie wypada perkusja. Ogólnie utwór jest bardzo fajny, miło się go słucha, nie jest ani szybki, ani wolny – po prostu idealny. Drugą balladą został „Another Time” nie dorównujący zbytnio „Land of the Miracle”, ale godny uwagi. Pięknie wypadł tu fortepian, dodający utworowi klasycznego uroku. Przedostatni „The Unbeliever” daje nam porządnego kopa w postaci doskonałej gry gitarzystów, basisty i perkusisty. Wokal Tobiasa może trochę dawać do życzenia, ale kiedy się rozkręci jest już zdecydowanie lepiej. Koniec płyty wieńczy „Theater of Salvation”, prawdziwe opus magnum. Pełno tu symfonicznych fragmentów, okraszonych dźwięcznym głosem Sammeta, który jest doskonały w każdym calu. Muzycy zaś nie oszczędzają swych instrumentów i łoją co sił w rękach i nogach. Nie wiem jak inni, ale ja odleciałam po spotkaniu z tym kawałkiem. Jest genialny. Wiele tu wstawek, przejść z szybkiego rytmu do wolniejszego, jak i w drugą stronę, symfonicznych zadęć, chórków. Jednym słowem, można określić to dzieło: niebiańskie. Rozkoszą jest słuchanie czegoś tak pięknego.
Podsumowując: dzięki płycie „Theater of Salvation” przed zespołem Edguy otworzyły się drzwi do międzynarodowej kariery, towarzyszące licznym koncertom i wielonakładowym albumom. Ja tę muzykę kupiłam już w 2005 roku i trwa to nadal. Po dzień dzisiejszy często wracam zarówno do krążków Edguy, jak i projektu Tobiasa Sammeta – Avantasia. Polecam każdemu szanowanemu fanowi power metalu. Pozycja obowiązkowa na półce!