Kapitan Morgan zacumował w porcie i udał się do najbliższej tawerny. Zrezygnowany usiadł za stołem i zaczął intonować pirackie przyśpiewki. Podeszła do niego młoda niewiasta, nalała złoty płyn i odeszła. Ten wypił go jednym haustem, wstał i wyszedł. Na statek, by wyruszyć w kolejne rejsy po nieznanych wodach.
W styczniu 2008 roku światło dzienne ujrzał album Szkotów z Alestorm zatytułowany „Captain Morgan’s Revenge. Był on swego rodzaju folkową odpowiedzią na Running Wild. Hołdując prawdziwym Piratom z Rolfem Kasparkiem na czele udało im się podbić serca słuchaczy. Osobiście poleciałam na okładkę, ale to, co usłyszałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Przecież to jest kapitalne! Już po pierwszym przesłuchaniu chce się wracać niejednokrotnie do tej muzyki. Rozhulał się wiatr, wiosła w górę i płyniemy ze Szkotami po skarby ukryte na tajemniczych wyspach.
Płytę otwiera zabójczy „Over the Seas” - pełen dynamicznych zwrotów akcji, które są wizytówką zespołu. Dodatkowym smaczkiem w tej, jak i w pozostałych piosenkach są folkowe elementy. Piracka horda gna do przodu, co sił w żaglach i nie zwalnia, grając tak, że słuchaczowi pękają bębenki w uszach. Utwór tytułowy jest najdłuższym na całym longplayu, ale nie byle jakim. Rolf Kasparek nie powstydziłby się mieć takiej folkowo-metalowej pieśni na którymś ze swoich klasyków. Robi się bardzo ciekawie już po pierwszych słowach refrenu, a męskie chórki tylko dodają uroku. „The Huntmaster” to istna folk metalowa kopalnia. Christopher Bowes ma zabójczo brzmiący głos, który idealnie pasuje do muzyki granej przez Alestorm. „Nancy the Tavern Wench” to piracka przyśpiewka o dzieweczce Nancy. Jest to jeden z mocnych momentów na „Zemście kapitana Morgana”. Ja się zadowalam tym utworem do tej pory, a słyszałam go już setki razy i za każdym razem dostrzegam świetność tej metalowej piosenki. „Death Before the Mast” gna niczym błyskawica, sypią się iskry, a muzycy dają po czaszy. Uwagę przykuwa szaleńczy śpiew Bowesa. Następny w kolejności - „Terror on the High Seas” buduje napięcie, trwające do końca numeru. „Set Sail and Conquer” to dalsza jazda bez trzymanki, trzymająca w napięciu do ostatnich sekund. Trochę symfoniczne brzmienie w tym utworze jest nie na miejscu, mało tu folkowych odniesień, ale i tak broni się on jako całość. Folkowa miniatura „Of Treasure” wprowadza nas w odjechany „Wenches & Mead” – ten numer to istny czad, godny polecenia, a wcześniej – posłuchania. Naprawdę wymiata. Nie bez powodu od razu stał się moim numerem jeden na całej płycie. Odleciałam i odlatuję nadal podczas słuchania tej piosenki. Na nic Korpiklaani, na nic Elvenking. Panie, panowie: Alestorm jest w natarciu!!! Szalona trąba powietrzna – tymi słowami mogę jedynie opisać tę muzykę. Album kończy nieoficjalna wersja szkockeigo hymnu napisana przez Roya Williamsona - „Flower of Scotland”. W zasadzie jest to cover The Corries. Nie znam tego wykonania, ale muzycy Alestorm zrobili z niego pożytek i zmietli z powierzchni wody całą metalową brać. Ahoj kapitanie Morganie!
I tak oto zacumowaliśmy w porcie. Przygody z kapitanem Morganem nadszedł kres, więc najwyższa pora wsiąść na statek i wyruszyć w kolejny rejs ze Szkotami z Alestorm. A nadarzy się ku temu okazja, bo zespół na swoim koncie ma już 5 studyjnych albumów, jeden koncertowy i jedną EP-kę. Jak na tak młody band to wystarczająco, by dobić do ich brzegu i wypić Ale podczas Sztormu. Jak dla mnie klasyka folkowego grania. Polecam w 100 %.