Pierwsza klasa liceum. Profesor języka polskiego, po zakończonym wykładzie o Apokalipsie św. Jana, zadaje nam pracę domową o intrygującym tytule: „Mój obraz końca świata”. Po powrocie do domu, próbowałem podejść do tematu od kilku stron, jednakże bez efektów. Gorączkowo szukając inspiracji, przypomniałem sobie muzyczny tryptyk pt. „The Leader/The Vision/What About Me?” który wyszedł spod pióra Chris'a de Burgh'a, nawiązujący do ostatniej księgi biblijnej:
„I widziałem ogień z nieba.
Widziałem ogień i raj.
Widziałem ogień ze słońca.
I widziałem Alfę i Omegę”.
Po przetłumaczeniu treści piosenki na język ojczysty, zmieniłem w tekście niektóre określenia, zastępując je wyrazami bliskoznacznymi, urozmaicającymi moją wypowiedź. Kiedy następnego dnia profesor poprosił ochotników na przeczytanie wypocin, bez zastanowienia podniosłem rękę w górę i zacząłem czytać. A kiedy skończyłem ze słowami: „Siedzę sam, trzęsąc się ze strachu, bo widziałem przyszłość. Przyszłość jest tu.” profesor pokiwał głową, zamyślając się nad całym tekstem. Po kilku sekundach milczenia powiedział do mnie: „Podoba mi się. Bardzo podoba. A nawet bardzo bardzo podoba się. Siadaj, Karaczyn, dostajesz 6”. Szczęka mi opadła z wrażenia. I całej klasie też. Pal licho, że był to półplagiat, ale satysfakcja i wspomnienia zostały na całe lata. Piszę o tym dlatego, że niewątpliwie krążek „Into The Light” od tamtej pory kojarzy mi się z kilkoma sekundami dumy z siebie, jakie przeżywałem prawie 20 lat temu w szkolnej ławce.
Mniej więcej w tamtym czasie znałem dość dobrze cały album Chrisa. Pierwsze przesłuchanie wywołało we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony, jak na lata 80-te całość brzmiała dość nowocześnie (dzięki zastosowaniu modnego w tamtych czasach syntezatora, licznych sampli i automatów perkusyjnych). Również produkcji nie można było nic zarzucić. Dodatkowo Chris operując swoim głosem, podkreślał emocjonalny przekaz wyśpiewanych tekstów. Jednakże coś mi w tej płycie początkowo nie pasowało. Po kilku przesłuchaniach doszedłem do wniosku, że winna jest melodyka, bowiem piosenki nie od razu wpadają w ucho, mimo swojej przebojowości (to tutaj znalazł się znienawidzony przez większość muzycznego środowiska największy hit irlandzkiego pieśniarza - „The Lady In Red”).
Mimo wszystko dałem temu krążkowi kolejne szanse, by za jakiś czas docenić podniosły nastrój w antywojennym „Last Night”, ciekawe solówki saksofonowe w „The Ballroom Of Romance”, czy oryginalną linię basu w „The Spirit Of Man”. Prócz samej muzyki, pan de Burgh zawsze pisał kawał dobrej liryki, która i tym razem nie zawiodła mnie, bowiem, wbrew obiegowym opiniom, śpiewa nie tylko o miłości („The Lady In Red”, „Fatal Hesitation”, „Fire On The Water”, „For Rosanna” - ten ostatni dedykowany jest nowo narodzonej córce artysty, Rosannnie, która kilkanaście lat później zdobędzie tytuł Miss Świata), ale z wiarą patrzy na możliwości człowieka („The Spirit Of Man”), jednocześnie ostrzegając go przed samozagładą (trylogia zamykająca krążek) lub wojną („Last Night”, „Say Goodbye To It All”). I tylko „Fire On The Water” pod względem muzycznym mnie nie przekonał. Choć ujęto w ciekawy sposób temat przyciągania się dwóch osób, uważam, że aranżacyjnie utwór ma niewiele do zaoferowania.
Album odniósł sukces komercyjny na cały świecie i do tej pory jest najlepiej sprzedającym się krążkiem tego artysty (Niemcy – platyna, Wielka Brytania – podwójna platyna, Stany Zjednoczone – Złoto, pierwsze miejsce w Norwegii i Irlandii). Zdobył uznanie, na jakie niewątpliwie zasługiwał. Artysta nadał swoim utworom nowoczesne brzmienie, które w dzisiejszych czasach nieco trąci myszką, jednakże krążek nadrabia różnorodną treścią songów. I choć nadal nie mogę przekonać się do „Fire On The Water”, album zdecydowanie broni się jako całość, mimo iż daleko mu do arcydzieła. Różnorodność zastosowanych środków wyrazu, zarówno w warstwie aranżacyjnej, jak i literackiej, sprawia, że „Into The Light” jest wart uwagi. Mocna czwórka.