Reedycja debiutanckiego, wydanego już 18 lat temu, albumu holenderskiej formacji Flamborough Head. Dla tych, którzy śledzą scenę europejskiego neoprogresywnego rocka, nie jest to oczywiście grupa obca. W naszym serwisie pisaliśmy o jej trzech pozycjach (w tym o niniejszym krążku), a sam zespół gościł w naszym kraju i to dwukrotnie. Przede wszystkim jednak blisko im do Polski poprzez wydawcę, poznańskiego Oskara, który od jakiegoś czasu wydaje albumy progresywnych kapel holenderskich takich jak Leap Day, Trion, Nice Beaver, czy właśnie Flamborough Head. Zresztą, gdyby się tak przyjrzeć uważnie składom tych zespołów, dostrzec można pewne personalne związki między tymi formacjami.
Przyznam, że z tych grup najbliżej mi właśnie do Flamborough Head, zespołu, któremu nazwę dał skalisty przylądek na angielskim wybrzeżu Morza Północnego. Zresztą w pełnej krasie możemy ów przylądek obejrzeć na fotografii pomieszczonej z tyłu digipacka. A skoro przy szacie graficznej jesteśmy warto dodać, że nieco odświeżył ją Rafał „r6” Paluszek a zdobią ją zdjęcia z dzieciństwa grających tu muzyków Flamborough Head wpisujące się niejako w warstwę liryczną albumu.
Oryginalnie album wydany został przez znaną w progresywnym światku wytwórnię Cyclops Records i natychmiast został doceniony w dorocznym plebiscycie The Classic Rock Society - Holendrzy zostali najlepszym debiutantem. Wtedy też wokalistą grupy był Siebe Rein Schaaf, na tych nowszych płytach obowiązki przejęła kobieta - Margriet Boomsma.
Jak dziś słucha się tej muzyki z perspektywy prawie 20 lat? Bardzo przyjemnie, gdyż niewiele się zestarzała. Mamy tu do czynienia z ładnym, bardzo melodyjnym chwilami, neoprogresywnym rockiem, pełnym ciekawych solówek gitarowych Andre Centsa, z dużą ilością ciepłych klawiszowych plam, ale też i solowych popisów na tym instrumencie. Kompozycje rozwijają się zazwyczaj niespiesznie, nie atakują tempami, choć są rozbudowane i ciekawie zaaranżowane. Najciekawsze z nich to Schoolyard Fantasy, Childscream, Unspoken Whisper i Xymphonia. Spodobają się z pewnością miłośnikom „starego” Pendragonu, Camela, Clepsydry, Credo, czy Final Conflict.
Komuś, kto jeszcze nie dotarł do tej płyty, a lubi takie granie, szczerze polecam. Szkoda jednak, że dla „bardziej zaawansowanych odbiorców” nie przygowano jakichś bonusów wzbogacających tę reedycję.