Piątek z Bossem – odcinek XIII.
Parę zupełnie nowych nagrań, zamieszczonych na „Greatest Hits”, było wstępem do większej aktywności twórczej Bossa. Bruce zabrał się za przygotowywanie całej, premierowej płyty, choć niestety na powrót E Street Band trzeba będzie jeszcze poczekać. Ci, którzy oczekiwali powrotu do klasycznych albumów z lat 70. i 80., przeżyli rozczarowanie. Chyba że ktoś oczekiwał powrotu do ascetycznego, przejmującego smutku „Nebraski”…
Wydana w listopadzie 1995 „The Ghost Of Tom Joad” była bowiem zdecydowanym powrotem do roku 1982: żadnych przebojów, chwytliwych utworów, dynamicznych rockowych numerów, większa część płyty to po prostu Bruce Springsteen z gitarą, snujący zgaszonym, melancholijnym głosem kolejne smutne opowieści. Boss po raz kolejny zaproponował słuchaczom płytę osnutą wokół jednego wątku, jednego tematu – nawiązania do „Gron gniewu” Steinbecka. Połowa lat 90. była okresem względnego spokoju – ekonomiczne zawirowania lat 80. minęły, recesja z lat 1990-91 też już odeszła w zapomnienie, turbulencje okresu zimnej wojny i chaosu tuż po jej zakończeniu zanikły, zaczął się okres stabilizacji i prosperity; a tymczasem Boss w swoich piosenkach malował znacznie mniej kolorowy, dużo bardziej ponury obraz robotniczej Ameryki – nielegalnych imigrantów śpiących pod mostem („Balboa Park”), dwóch meksykańskich braci, zaczynających jako robotnicy, kończących jako handlarze dragami („Sinaloa Cowboys”), byłego więźnia, który wraca na drogę zbrodni, nie mogąc utrzymać rodziny („Straight Time”), granicznego strażnika („The Line”), wietnamskiego imigranta próbującego prowadzić normalne życie w Teksasie, który zderza się z brutalnym rasizmem („Galveston Bay”)… Bruce nie ma wątpliwości: ten piękny, kolorowy obraz Ameryki podsuwany przez media połowy lat 90. to tylko fasada, pod którą kryje się rzeczywistość równie zła, jak ta, w której kilka dekad wcześniej żyli bohaterowie Steinbecka.
Płyta dotarła do 11. miejsca na liście przebojów – najgorszego od czasu „The Wild The Innocent And The E Street Shuffle”. Czemu trudno się dziwić: ostentacyjnie antyprzebojowa, wyciszona, bardzo osobista, stanowiąca hołd złożony robotniczym bardom w rodzaju Woody'ego Guthriego, a zarazem mocno polityczna w wymowie „The Ghost Of Tom Joad” okazała się płytą zbyt brutalnie szczerą, zbyt ponurą, zbyt prawdziwą, by zdobyć sobie masową popularność. Zarazem ta szczerość i oszczędność formy bardzo Springsteenowi pomogła: „The Ghost…” to bowiem najlepsza płyta Bossa od czasów „Tunnel Of Love”.
Jeśli ktoś liczył na rychły powrót E Street Band, musiał uzbroić się w cierpliwość. Najpierw Bruce wybrał się w długie akustyczne tournee solowe, potem postanowił znów zająć się rodziną. Nie oznaczało to bynajmniej, że fani Bossa nie mieli na co wydawać pieniędzy…