Thence to duet. Założyli go w roku 2003 dwaj muzycy z Finlandii. Jako że obaj byli zajęci w różnych projektach i zespołach – dopiero w roku 2009 zaczęli tworzyć nagrania na swój debiutancki album. A właściwie jedno nagranie: szereg kompozycji został bardzo umiejętnie stopiony w jedną, prawie godzinną całość.
Początek płyty może wręcz sugerować, że będziemy mieli tu do czynienia z albumem w stylu ambient/elektronika. Podniosłe pejzaże syntezatorów, nastrój, klimat… i nagle wchodzi metalowy riff i zaczyna się ostra galopada, z czytelnym, dość łagodnym śpiewem wokalisty.
I przez cały 57-minutowy utwór będzie właśnie taki specyficzny przekładaniec. Metalowe galopady, perkusyjne szaleństwa na dwie stopy i miażdżące ciężarem gitarowe riffy na przemian z dłuższymi fragmentami, pełnymi spokoju, nastroju, zadumy. Czy będzie to długie gitarowe granie na klawiszowym tle, czy syntezatorowe pejzaże, czy długa partia fortepianu, czy hipnotyczne rockowe granie, z wyeksponowaną sekcją i klawiszami i stonowaną, wtopioną w tło gitarą, pojawiające się pod koniec prawie godzinnej kompozycji, czy krótkie solo saksofonu, albo znacznie dłuższe gitary. Pojawia się nawet krótki fragment zbudowany na loopie elektronicznej perkusji. Zresztą, to ciężkie, metalowe łojenie też jest wspierane elektronicznymi dobarwieniami…
Nietypowa to mikstura: mamy tu chyba wszystko – rock, metal, rock progresywny, ambient, jazz, Anathemę, Pink Floyd, Katatonię, nawet Porcupine Tree… Mocno nietypowa to płyta. Przesiąknięta specyficznym, północnym, skandynawskim chłodem (podkreślanym dodatkowo przez klimatyczne, czarno-białe fotki we wkładce). Co ważne: mimo prawie godziny trwania – całość nie nuży, nie męczy. Dla zwolenników eksperymentów – jak najbardziej polecana.