Muszę przyznać, że od czasu ukazania się albumu With Us Until You’re Dead moje zainteresowanie dokonaniami zespołu Archive znacznie zmalało. Była to po części sprawka wspomnianej płyty, która jako całość zwyczajnie mnie nie zachwyciła, a po części to po prostu naturalna kolej rzeczy i chęć odkrycia czegoś nowego w świecie muzyki. Taki stan rzeczy trwał na tyle długo, że Brytyjczycy zdążyli nagrać od tego czasu jeszcze dwa studyjne albumy.
Ten wydany w 2014 roku, zatytułowany Axiom stał się również ścieżką dźwiękową krótkometrażowego filmu o tym samym tytule, którego scanarzystą i reżyserem został hiszpański twórca Jesus Hernandez. Co ciekawe, muzyka powstała wcześniej niż sam obraz i trzeba przyznać, że jest ona tutaj elementem równie istotnym, jak samo dzieło filmowe. Warto się z nim zapoznać choćby ze względu na uzyskany dzięki temu pełny wgląd w całe przedsięwzięcie. Skupmy się jednak na muzyce, zostawiając refleksje na temat tej krótkometrażowej produkcji innym zainteresowanym.
Z muzyką zawartą na Axiom jest pewien problem. Nie wiadomo czy patrzeć na te utwory przez pryzmat filmu, czy traktować je po prostu jako kolejny w dyskografii album studyjny. Pierwsze podejscie znacznie ułatwia sprawę – Axiom jest świetnym soundtrackiem do mrocznego, niepokojąego filmu w czerni i bieli. Ale jeśli spojrzeć na to tylko z perspektywy muzyki, pojawiają się pewne zgrzyty. Archive od samych triphopowych początków charakteryzował się transowością kompozycji i podorządkowaniem całej gry zespołu wyrazistemu rytmowi. Próżno było szukać w ich utworach brawurowych popisów solowych czy gwałtownych zmian tempa. Takie granie zaskarbiło sobie sympatyków w połowie krajów naszego kontynentu. Sęk w tym, że oprócz tych typowych elementów niemal zawsze można było liczyć na solidną dawkę świetnych melodii. Tym razem bywa z tym różnie.
Rozpoczynający całość „Distorted Angels” wprawdzie ten element zawiera, do tego jest wzbogacony o orkiestrację, jednak efekt końcowy sprawia wrażenie nieco mdłej i zbyt ckliwej ballady. Zastrzeżeń nie mogę mieć co do utworów takich jak „Baptism” czy „Shiver”. Ten drugi, dodatkowo będący singlem promującym cały album, to Archive w najbardziej „klasycznym” stylu. Wybór singla niczym strzał w dziesiątkę. Utwór tytułowy, jak również kończący płytę „Axiom (reprise)”, to bardzo transowe i mroczne kompozycje. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, iż nic więcej się za nimi nie kryje. Wyobraźmy sobie ponad 15-minutowe „Lights”, gdzie po długim wstępie instrumentalnym nie pojawiają się słowa „It hurts to feel, It hurts to hear, It hurts to face it…” albo, że w „Again” Craig Walker postanawia sobie nagle wziąć wolne od śpiewania. Czy te utwory nie wyglądałyby wtedy na o wiele uboższe? Rozumiem filmowy charakter tego wydawnictwa, ale mocny rytm, bicie dzwonów i ambientowe tła to jednak trochę za mało…
Z kolei środkowa część płyty z jednej strony wpisuje się w klasyczne dokonania Archiwum, z drugiej zaś pasuje idealnie do mrocznego, wręcz przytłaczającego klimatu Axiom. W „Transmission Data Terminate” pojawia się duet wokalny Holly Martin i Pollarda Berriera. Zestawienie kontrastujących ze sobą głosów „złowieszczego” Berriera i będącej w filmie „tą dobrą” Martin (dla jasności – w filmie to aktorzy „śpiewają” głosami pań i panów z Archive) wypada bardzo intrygująco. Do tego jeszcze charakterystyczne nucenie niczym z „Controlling Crowds Part IV” i wszystko urozmaicone dźwiękami fortepianowo brzmiących klawiszy. „The Noise of Flames Crashing” to już popis Marii Q i chyba najbardziej przejmujący fragment płyty.
Z uwagi na dwoistość tego wydawnictwa nie uważam, żeby Axiom był albumem nieudanym. Należy dać mu szansę, co też sam uczyniłem nie opierając swojej oceny na pierwszym wrażeniu, które sugerowało, że na krążku naprawdę niewiele się dzieje. No może poza singlowym „Shiver” zasłyszanym w radiu. To od razu wpadło w ucho. Reszta natomiast musiała dojrzeć, a że dojrzała do takiej, a nie innej oceny całości, to już przywilej, ale też jakże uciążliwe brzemię autora tego tekstu.