Siedemnaście Mgnień Wiosny – odcinek XIII.
Gdy na początku 1982 album “Weather Report” trafił na rynek, zespół uległ zredukowaniu do duetu – a tymczasem nieubłaganie zbliżała się przełożona z jesieni 1981 trasa koncertowa. Ponieważ kolejne przekładanie koncertów nie wchodziło w rachubę, Zawinul i Shorter zaczęli rozglądać się za muzykami, będącymi w stanie od razu dołączyć do zespołu. Stary znajomy Joego, Michał Urbaniak, zaproponował młodego perkusistę sesyjnego Omara Hakima (*12.02.1959); bębniarz wywarł na Joem i Wayne’ie na tyle dobre wrażenie, że powierzyli mu poszukiwanie kompanów do sekcji rytmicznej. Hakimowi marzyło się granie razem z Marcusem Millerem, ten jednak wybrał granie z Milesem Davisem; wybór padł więc na gitarzystę basowego Victora Baileya (*27.03.1960), wspólnie z którym Hakim akompaniował słynnej południowoafrykańskiej wokalistce Miriam Makebie. Również podczas sesji, tym razem z grupą Labelle, Omar zetknął się z perkusjonalistą Jose’em Rossy – i tak Weather Report znów stał się kwintetem. Nowy skład miał niewiele czasu na zgrywanie się ze sobą – niemal z marszu panowie ruszyli w trasę. Biorąc pod uwagę okoliczności, występy okazały się zaskakująco udane, tak zdaniem publiczności, jak i krytyków: zespół co prawda stracił drapieżność i szaloną energię, jaką emanował za czasów Jaco, ale zyskał wiele subtelności i scenicznej spójności. Podczas trasy powoli wykluwały się zalążki nowych kompozycji, których studyjne, dopracowane wersje ukazały się wiosną 1983 na płycie „Procession”.
Spośród nowego narybku w zespole, najistotniejszą osobą okazał się Omar Hakim. Oprócz jazzowej biegłości, miał on w graniu na bębnach charakterystyczną płynność, melodyjność typową dla muzyki etnicznej. Stąd na „Procession” Zawinul i kompani z jednej strony jeszcze odważniej sięgają po elektroniczne zabawki, polifoniczne syntezatory, vocodery, z drugiej – zanurzają się w tzw. world music, muzykę świata głębiej niż wcześniej. Sam Zawinul w wywiadach powtarzał, że zawsze chciał zwrócić jazz krainie, z której tak naprawdę się wywodzi – Afryce (spotkało go za to nietypowe wyróżnienie: Miles Davis nadał Joemu tytuł Honorowego Czarnucha). Słychać to już od kompozycji tytułowej: rozwijającej się powoli, niespiesznie, aż do momentu, gdy centralną rolę w kompozycji zaczyna pełnić figura rytmiczna – inaczej niż do tej pory, nie ma ona wiele wspólnego z funkiem, jej specyficzne kołysanie przywodzi raczej na myśl jakąś religijną procesję właśnie w środku Czarnego Lądu (choć brzmienie syntezatora przypomina raczej australijskie didgeridoo). Całość brzmi bardzo nowocześnie, eksperymentalnie (nawet ludzkie głosy przepuszczono przez cyfrowe zabawki i użyto jako jeszcze jednego instrumentu). „Plaza Real” była z kolei hiszpańska w klimacie – tzn., jak twierdził sam autor, chciał oddać nastrój Hiszpanii, za to pragnął uniknąć błahej, oczywistej stylizacji na muzykę hiszpańską: w tym niespiesznym, balladowym, trochę rozmarzonym utworze Shorterowi rzeczywiście udało się utrwalić nastrój poobiedniej sjesty w jakimś małym hiszpańskim miasteczku, przy tytułowym Plaza Real… Bliższa poprzednim płytom Report była kompozycja „Two Lines”, dynamiczna, rozpędzona, osadzona na linii basowej (nie aż tak ekspansywnej i gęstej jak te, które grywał Jaco, bardziej melodyjnej), dająca możliwość wykazania się obu bębniarzom (Hakim proponował swoiste połączenie dynamicznego rytmu z płynnym, melodyjnym, ocierającym się o swing graniem, Rossy oplatał to swoimi przeszkadzajkami), a nad tym wszystkim płynęli Joe i Wayne – to pojedynkujący się na instrumenty, to ciekawie kontrapunktujący swoje partie. Całą partię perkusji Zawinul stworzył na komputerze, a skomplikowane rytmiczne łamańce musieli bardzo precyzyjnie podzielić między siebie Omar i Jose, tak by w efekcie zagrać to, co Joe sobie zażyczył. Ładnie kontrapunktowało ten utwór przyjemnie bujające, zagrane w niezbyt pospiesznym tempie „Where The Moon Goes”, z gościnnym udziałem wokalnego kwartetu The Manhattan Transfer (partie wokalne – lekko zmodyfikowane komputerowo – również zostały użyte jako jeszcze jeden instrument). „The Well”, nagrane na żywo w Nagoi 3 czerwca 1981, nawiązywało z kolei do wczesnych płyt Weather Report: była to wyciszona, stonowana, amorficzna, pozbawiona rytmu, luźna instrumentalna rozmowa Wayne’a i Joego. Płytę zamyka zaś kompozycja Hakima „Molasses Run”, przearanżowana przez Joego i Wayne’a, w której sam autor oprócz obsługiwania bębnów dodatkowo gra na gitarze (niechętnie – bo nie uważa się za gitarzystę nawet i średniego), do tego Rossy akompaniuje mu na concertinie, Shorter popisuje się solami saksofonu o dość chropowatym, chwilami prawie freejazzowym brzmieniu, a całość uzupełnia Joe, wykorzystując w swojej partii pełnię możliwości swojego polifonicznego syntezatora Oberheim.
Nowi muzycy na pewno ożywili nieco Weather Report, a głębsze niż wcześniej sięgnięcie po muzykę etniczną, zanurzenie się w dźwięki różnych kultur odświeżyło brzmienie zespołu. Nie zmieniło to niestety faktu, że stagnacja w zespole bynajmniej nie przestała postępować: na chwilę udało się jej uniknąć brzmieniowymi nowinkami i energią młodych (tak wiekiem jak i stażem) członków zespołu, ale niestety „Procession”, zamiast otwarcia nowego rozdziału w historii Weather Report, wkrótce miała okazać się ostatnim naprawdę udanym albumem tego zespołu.