Siedemnaście Mgnień Wiosny – odcinek VII.
Rynkowy sukces „Tale Spinnin’” – najwyższe jak dotąd (i jedno z najwyższych w historii zespołu), 31.miejsce na amerykańskich listach najlepiej sprzedawanych płyt w ogóle, 12. na listach najlepiej sprzedawanych płyt z tzw. czarną muzyką – nie oznaczał bynajmniej stabilizacji w zespole. Perkusista zmienił się już w momencie wyruszenia w trasę – za bębnami w miejsce Ndugu Chanclera zasiadł były muzyk Zappy i przyszły Genesis, Chester Thompson. Ale był to jedynie początek: jeszcze przed rozpoczęciem pracy nad kolejnym albumem odszedł perkusjonalista – Alyrio Limę zastąpił najpierw Don Alias, ten jednak – podobnie jak za pierwszym razem – nie wytrzymał zbyt długo z Zawinulem; ostatecznie instrumenty perkusyjne obsługiwał Peruwiańczyk Alejandro Acuna (*12.12.1944). Gdy sekcja perkusyjna się ustabilizowała – w stronę drzwi skierował się Alphonso Johnson, zmęczony ciągłymi roszadami wśród bębniarzy i koniecznością zgrywania się z coraz to nowymi perkusistami, do tego kuszony możliwością grania w zespole z dwoma idolami, George’em Dukem i Billym Cobhamem. Paradoksalnie, dla Zawinula odejście basisty było w pewnym sensie sytuacją wymarzoną. Od pewnego czasu bowiem utrzymywał bliskie kontakty z pewnym gitarzystą basowym, licząc, że kiedyś zagrają razem.
Pierwsze spotkanie nie wypadło za dobrze. Jak zeznawał sam Joe, stał pod klubem w Miami, zły i rozgoryczony po niezbyt udanym koncercie, rozmawiając grzecznie z dwiema paniami – promotorką i dziennikarką „Miami Herald” – gdy w rozmowę bezceremonialnie wtrącił się młody chłopak, przedstawiający się jako wielki fan Zawinula i Cannonballa Adderleya. Gdy intruz stwierdził obcesowo: Jestem najlepszym gitarzystą basowym na świecie, Joe nie wytrzymał i rzucił krótko: Spierdalaj. Nie chcąc jednak w obecności dam wyjść na kompletnego buca, grzecznie dorzucił: Wpadnij jutro do hotelu z taśmą, posłuchamy. Rzeczony osobnik rzeczywiście pojawił się następnego dnia w pokoju Zawinula, a to, co Joe usłyszał na taśmie, szefa Weather Report wręcz powaliło. I tak Zawinul i John Francis Pastorius III (*01.12.1951) rozpoczęli korespondencyjną znajomość. Gdy pod koniec sesji Johnson ostatecznie porzucił Weather Report, Jaco lub Mowgli – jak nazywali go znajomi – dołączył do zespołu: zagrał w utworze poświęconym swemu idolowi, przyniósł też jedną własną kompozycję.
Nie był to bynajmniej koniec roszad w zespole. Chester Thompson jeszcze się dobrze nie zdążył w Weather Report zadomowić, a już się dowiedział, że Zawinul i Shorter znaleźli jego następcę. Całość co prawda okazała się nieporozumieniem – jako że Thompson i Johnson bardzo się przyjaźnili, Wayne i Joe obawiali się, że na odchodne basista pociągnie za sobą perkusistę, tyle że zamiast po prostu przedyskutować sytuację z Thompsonem, bezceremonialnie zaprosili do współpracy następcę Billy’ego Cobhama w Mahavishnu Orchestra, Naradę Michaela Waldena (*23.04.1952). Co prawda nieporozumienie udało się wyjaśnić i Walden ostatecznie zdążył zagrać jedynie w paru fragmentach, ale Thompson mimo wszystko postanowił odejść. Oficjalnie – bo nie potrafił dostosować się do stylu nowego basisty, nieoficjalnie – sytuacja z Naradą i machinacje liderów Report za jego plecami mocno Chestera zabolały. Dokończył jeszcze sesje nagraniowe i przed rozpoczęciem trasy koncertowej poszedł swoją drogą; pierwszym kandydatem na jego miejsce był ponownie Walden, ale również Narada nie dawał sobie rady z dostosowaniem się do popisów Pastoriusa. Acuna zasiadł wtedy za bębnami, a perkusjonalia przejął młody Portorykańczyk Manolo Badrena (*03.1942).
Album „Black Market”, powstały w trakcie personalnych roszad i zawirowań, miał za zadanie udźwignąć sukces poprzedniczki, tak artystyczny, jak i komercyjny – i to zadanie częściowo spełnił: wydana w marcu 1976 płyta była nieco mniejszym sukcesem komercyjnym niż „Tale Spinnin’” – 42.miejsce na listach najlepiej sprzedawanych płyt, 20. na liście jazzowych bestsellerów (czyli mniej więcej na poziomie „Mysterious Traveller”), natomiast artystycznie okazała się równie udana. Zawinul i Shorter jeszcze bardziej skondensowali tu styl Weather Report, zgrabnie łącząc spontaniczność grania z kompozytorskimi karbami, jeszcze bardziej zdyscyplinowali całość, jeszcze mocniej też wyeksponowali etniczne, pulsujące, afrykańskie rytmy. Już otwierający całość utwór tytułowy (powstany z połączenia elementów kilku nagranych na żywo w studiu wersji) pulsował swobodną, nieco transową rytmiką, kojarzącą się z rozpalonymi słońcem sawannami, zwłaszcza dzięki lekkiej, pełnej luzu, ale i precyzji grze Thompsona; w pewnym momencie połączono to z fragmentem innego wykonania, tym razem z Waldenem za perkusją, i dynamika całości uległa zmianie, przesuwając się w nieco swingujące rejony. Zarówno Wayne, jak i Joe dali tu upust swojemu zamiłowaniu do elektronicznych nowinek: Shorter grał na Lyriconie, swoistej kombinacji syntezatora z instrumentem dętym, zaś Zawinul, oprócz wygrywania melodyjnych, improwizowanych pasaży na tak lubianym przez siebie fortepianie elektrycznym, eksperymentował z dźwiękami, modyfikował brzmienie swego ukochanego syntezatora modułowego ARP 2600 – dzięki manipulacji napięciem prądu udało mu się odwrócić sekwencję klawiszy na klawiaturze: wysokość dźwięków malała z lewej do prawej strony klawiatury, tworząc swoiste lustrzane odbicie - i wiele z tych eksperymentów znalazło miejsce w muzyce Weather Report. Równie wiele przestrzeni i swobody jest w „Elegant People”, utworze – zgodnie z tytułem – zaaranżowanym z elegancją: obok elektronicznych dodatków, Zawinul chętnie wspiera się tu akustycznym fortepianem. Również na mocnym, wyeksponowanym rytmie (nieco bliższym jazz-rockowi niż Afryce, choć etniczny puls tez się pojawia) osadzony został „Gibraltar”, w którym Wayne i Joe, uzupełniając się nawzajem, chętnie zapuszczają się w krainę odjechanych, elektronicznych dźwięków. A jeszcze jest finałowe „Herandnu” – coś jak adaptacja afrykańskiej pieśni, choć pozbawiona jest partii wokalnych (które z intrygującym efektem zastępują syntezatory i saksofon), to słychać w niej religijne uniesienia, jest w tej kompozycji wiele z klimatu jakiegoś dziwnego, afrykańskiego rytuału.
Nawet gdy pojawiają się chwile spokoju i zadumy – jak w melancholijnej elegii „Cannon Ball”, poświęconej zmarłemu 8 sierpnia 1975 Julianowi „Cannonballowi” Adderleyowi, w którego zespole wyrabiał sobie onegdaj nazwisko Joe Zawinul – sekcja rytmiczna nadal dba o to, by warstwa rytmiczna wypadła niebanalnie, stara się komplikować aranżacje – zwłaszcza debiutujący w Weather Report Jaco Pastorius, prezentujący atletyczny, masywny, ekspansywny styl gry na bezprogowej gitarze basowej, ale potrafiący też pokazać się od bardziej lirycznej strony. Jaco napędza też „Barbary Coast” – swój debiut kompozytorski w barwach Report, zbudowany na funkowym rytmie i wyeksponowanej, wirtuozerskiej partii bezprogowego basu. Cały album dopełnia „Three Clowns” – tajemnicza, pozbawiona rytmu, przesycona atmosferą niesamowitości, ale i pełna przestrzeni, lekka kompozycja, brzmiąca nowocześnie (to właśnie tu Wayne korzysta w pełni z Lyriconu).
Pomimo faktu, że nagrywano ją w okresie wielkiej zawieruchy personalnej, "Black Market" jest płytą zwartą i spójną. Okazała się też być początkiem okresu pewnej stabilizacji personalnej w zespole, gdy z dwóch muszkieterów znów zrobiło się trzech. Kolejna płyta, nagrywana w nieco spokojniejszej atmosferze, okazała się być jeszcze lepsza.