Siedemnaście Mgnień Wiosny – odcinek XIV.
Album „Procession” został ciepło przyjęty przez krytykę, podkreślającą, że gruntowna przebudowa składu tchnęła w zespół radość grania i skonsolidowała Weather Report. Gorzej przyjęła go publiczność: o ile „Weather Report” dotarła do 68. miejsca na listach najlepiej sprzedawanych płyt (i 5. na liście płyt jazzowych), tak „Procession” z ledwością doczołgała się do czołowej setki (choć na liście płyt jazzowych był najniższy stopień podium). Mimo wszystko atmosfera w Weather Report była na tyle dobra, że kolejny album zespół nagrywał w niezmienionym składzie.
Atmosfera była, owszem, dobra – ale zespół znów zaczął się pogrążać w stagnacji. Głównie dlatego, że dowodzący Weather Report dwaj muszkieterowie coraz mniej angażowali się w działalność zespołu. Joe Zawinul chciał kontynuować eksperymenty, poszukiwania, których kierunek zarysował na „Procession”: jeszcze głębiej zanurzyć się w muzykę świata, stworzyć impresyjne dzieła oddające nastrój miejsc, które miał okazję odwiedzić podczas podróży po świecie, tworzyć muzykę będącą dźwiękowym obrazem różnych miejsc na świecie. I szybko zaczął zdawać sobie sprawę, że ramy Weather Report i stylistyczna konwencja tegoż zespołu mogą go zbytnio ograniczać… Drugi z muszkieterów, odkąd cyfrowe zabawki Zawinula zdominowały brzmienie zespołu, czuł się odsuwany na margines – tak, że aż w pewnym momencie poważnie nosił się z koncepcją porzucenia Weather Report. Co prawda udało się ten pomysł Shorterowi wyperswadować, ale Wayne również zaczynał w coraz większym stopniu realizować się poza zespołem – na razie w kwintecie V.S.O.P. (Drugi Wielki Kwintet Davisa, z Freddiem Hubbardem zastępującym Milesa), grał też z Joni Mitchell, Santaną, Steely Dan. I te separatystyczne tendencje liderów zaczęły być coraz bardziej odczuwalne…
Nowy album zespołu, „Domino Theory”, wydany w lutym 1984, potwierdzał niestety, że Weather Report przeżywa kryzys, obniża loty, pogrąża się w rutynie. Joe nadal eksperymentował z elektronicznymi zabawkami, w tym z różnorakimi, dość jeszcze prostymi samplerami, brzmienie zespołu było nowoczesne, świeże, nowatorskie – tyle że same kompozycje robiły dość przeciętne wrażenie. Zawinul zaproponował słuchaczom adaptację klasycznej nowoorleańskiej soulowej ballady Williego Tee na dość konwencjonalną, nowocześnie zaaranżowaną, smooth-jazzową wersję zaśpiewaną przez Carla Andersona, odtwórcy roli Judasza Iskarioty w filmowej i broadwayowskiej wersji „Jesus Christ Superstar” („Can It Be Done”). Do klasycznych płyt Weather Report nawiązywała rozbudowana, osadzona na funkowym rytmie, dynamiczna kompozycja „D-Flat Waltz”, w której sekcja rytmiczna miała okazję wykazać się, grając złożone, pokomplikowane partie, Joe obudowywał je różnymi syntezatorowo-samplerowymi popisami, sięgając m.in. po fanfary imitujące brzmienia instrumentów dętych, a Wayne uzupełniał całośc zadziornymi, dość chropowato brzmiącymi wstawkami saksofonów. Nieco więcej pola do popisu Shorter miał w „The Peasant” – stonowanym, powoli się rozwijającym, osadzonym na nieco bujającym, jakby wywiedzionym z muzyki afrokubańskiej rytmie, w którym Zawinul szeroko wykorzystał nowoczesny jak na połowę lat 80. sampler E-MU Emulator, dający możliwość nagrania dowolnego dźwięku i transponowania jego brzmienia do dowolnej tonacji: w tym przypadku wykorzystał zapis jednego z dźwięków fletni Pana. W kolejnym swoim utworze, „Blue Sound – Note 3”, Joe sięgnął po technikę kolażu, luźno łacząc ze sobą rózne muzyczne fragmenty, od typowych dla Report syntezatorowych fanfar granych unisono z saksofonem po spokojniejsze, wyciszone, emanujące aurą tajemniczości fragmenty. W utworze tytułowym z kolei Joe na bardzo szeroką skalę zastosował automaty perkusyjne, programując kilka zupełnie różnych, przeplatających się rytmów i następnie każąc Hakimowi obudowywać te elektroniczne łamańce „żywą” partią perkusji. Shorter przyniósł dwa utwory: „Predator” był wyprawą w krainę funku, pełną zadziornych saksofonowych popisów, dającą okazję do wykazania się całej sekcji rytmicznej, zwłaszcza Baileyowi, natomiast również osadzony na wyeksponowanym, motorycznym rytmie „Swamp Cabbage” ładnie uzupełniły elektroniczne cuda Joego, zwłaszcza sample sekcji dętej.
Są na tej płycie ciekawe momenty, od strony czysto brzmieniowej jest to rzecz niezwykle interesująca (zwłaszcza jeśli ktoś lubi elektroniczne dźwięki lat 80.) Nie zmienia to niestety faktu, że od czysto muzycznej strony żaden z utworów na tej płycie nie wychyla się ponad przeciętność: przez trzy kwadranse mamy tutaj dość zachowawcze granie w stylu Weather Report, ale na pewno nie na poziomie najlepszych dzieł tego zespołu. Ożywienie, jakie na „Procession” wniósł nowy, młody narybek i które sprawiało, że tamtej płyty słucha się ze sporą satysfakcją i przyjemnością, tutaj już zanikło, wypaliło się: Weather Report na płycie „Domino Theory” to zespół zmanierowany, przesiąknięty rutyną, coraz bardziej pogrążający się w stagnacji. Co znalazło swoje odzwierciedlenie w chłodnej reakcji tak krytyków, jak i publiczności: album dotarł na listach najlepiej sprzedawanych płyt zaledwie do pozycji 136. – najniższej od czasów „I Sing The Body Electric”.