Russian Red to hiszpańska piosenkarka (jej pseudonim pochodzi od koloru szminki), która od kilku lat podbija głównie lokalną, ale też, coraz częściej, międzynarodową scenę muzyczną. Jej trzeci album Agent Cooper jest zdecydowanie najdojrzalszym i najbardziej ryzykownym zarazem.
Kariera artystki zaczęła się od płyty I Love Your Glasses wydanej w 2008 roku i wypełnionej dźwiękami stonowanymi, głównie akustycznymi, wspartych niezwykłym, czarującym wokalem. Album od razu stał się hitem w rodzimej Hiszpanii, a Russian Red okrzyknięto objawieniem roku. Jej kariera nabrała tempa, co zaowocowało koncertami na całym świecie i wydaniem w 2011 roku zdecydowanie bardziej popularnej płyty Fuerteventura, która spotkała się z jeszcze lepszym przyjęciem krytyków. Tym razem pochwały spływały już z całego świata. Aranżacje, które wypełniły Fuerteventurę były bardziej rozbudowane, a wokal artystki dojrzalszy i bardziej przekonujący.
W tym roku Russian Red powraca już jako światowa gwiazda (ale raczej jeszcze średniego formatu) z albumem Agent Cooper, który jest najpełniejszym dziełem artystki. Płyta powstawała głównie w Los Angeles pod okiem Joe Chiccarelliego, który ma na koncie współprace z największymi tuzami muzyki rozrywkowej. Słychać to w brzmieniu, które stało się bardziej przemyślane i zróżnicowane. Russian Red sięgnęła po synthpop, dreampop („Xabier”) i elektronikę zachowując swój największy atut, czyli wokal. W efekcie całość brzmi modnie, świeżo i zaskakująco. Nie zabrakło też momentów lirycznych i indierockowych (chociażby „Anthony”). Kolejne piosenki zgrabnie przechodzą jedna w drugą, a narrację prowadzi liryczny głos Russian Red, który nie jest już tak ostry i nazbyt dziecinny, jak miało to miejsce na poprzednich albumach. W efekcie Agent Cooper nie nuży, ale też nie męczy.
Fakt, że płyta jest w całości przemyślana podkreśla też koncepcja nazwania wszystkich utworów imionami mężczyzn, których Russian Red w swoim życiu spotkała. Artystka jest jednak na tyle tajemnicza, że nie chce do końca zdradzać jak dużą rolę odegrali oni w jej życiu, ale na pewno stanowią silną inspirację, co słychać w emocjonalnym przekazie. Duże wrażenie zrobiła też na mnie okładka, która jest bardzo plastyczna, przez co trudno oderwać od niej wzrok.
Podsumowując, Agent Cooper jest niezwykle przyjemną płytą, która idealnie pasuje do budzącej się za oknem wiosny i daje niezwykłą radość słuchania. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że nie jest to w żadnym wypadku dzieło muzycznie wybitne. Ot, kolejna wokalistka, która przyjemnie śpiewa w lekko elektronicznej otoczce. Dobry i udany eksperyment ze strony artystki, ale jednak zbyt zachowawczy, przez co nie wróżyłbym płycie jakiegoś wielkiego sukcesu. Warto jednak kilka chwil tym kompozycjom poświęcić.