1. Why Not Me 00:34 2. Shot in the Dark 05:02 3. In the Middle of the Night 05:11 4. Faster 04:23 5. Fire and Ice 03:57 6. Iron 05:41 7. Where Is the Edge 03:59 8. Sinéad 04:23 9. Lost 05:14 10. Murder 04:16 11. A Demon's Fate 05:30 12. Stairway to the Skies 05:32
Kiedy posłuchałem "The Unforgiving" zaraz po premierze (czyli w marcu 2011), byłem w lekkim szoku. Spodziewałem się albumu w stylu "The Heart Of Everything", jednak po trzech latach przerwy zespół stwierdził, że należy zmodyfikować po raz kolejny klimat swojej muzyki i jeszcze bardziej ją unowocześnić. W efekcie "The Unforgiving" (będący concept albumem) wydał mi się rozpaczliwie głośnym, galopującym, plastikowym połączeniem popu (głównie), electro-dance'owej symfoniki i rocka (minimalnie). Co więcej, głos Sharon (czyli 90% wartości WT) został po raz kolejny "skrzywdzony" w studio (momentami zupełnie jakby śpiewał syntezator Ivona). Dzieło wieńczyła dość obciachowa, komiksowa okładka. Kiedy jednak wróciłem do tego albumu ostatnio, przy okazji "Hydra", stwierdziłem, że jeśli przyjmiemy i zaakceptujemy to nowe oblicze, zaciśniemy zęby przy lukrowanych wersach i natłoku dodatków, da się tej płyty fragmentarycznie posłuchać.
Generalnie "The Unforgiving" podzielić można na dwie części - bombastyczne popowe hymny, atakujące słuchacza dźwiękami niczym karabinowe strzały w serii "Rambo". Dynamika (w sensie akustycznym) w tych kompozycjach jest niemalże zerowa, ciche dźwięki prawie nie występują, w przeciwieństwie do tych o najwyższych levelach. W natłoku tego wszystkiego najmniej słyszalne są chyba gitary. Aby wychwycić riffy, trzeba wytężyć całą swoją uwagę. Jedyny plus to dość chwytliwe, stadionowo-dyskotekowe refreny - "Shot in the Dark", "In The Middle of the Night", "Faster", "Iron", "Sinéad", "A Demon's Fate". Druga część to utwory wolniejsze, jak "Fire And Ice", "Lost" czy "Stairway to the Skies". Jeśli miałby oceniać, to części balladowe wypadają dość blado, o wiele gorzej niż na poprzedniczce. Największa wartość jakiej się doszukałem, to właśnie te najbardziej energetyczne fragmenty. Jeśli tylko zapomnimy z jakim zespołem mamy do czynienia i jaką muzykę przed chwilą tworzył, to większość z tych utworów nada się do posłuchania w samochodzie, poskakania na dyskotece, ponucenia pod nosem... do momentu jak się zmęczymy (w moim przypadku bardzo szybko).